Żenujący recital znanego aktora
Śpiewający z playbacku artysta, przerywający szybko koncert z powodu niedyspozycji - tak wyglądał niedzielny [10 października] wieczór podczas Jesiennego Salonu Teatralnego w Klubie 13 Muz. Scenariusz zdarzeń dość zaskakujący, biorąc pod uwagę dorobek występującej na scenie postaci - znanego i cenionego aktora Bohdana Łazuki - pisze Katarzyna Stróżyk w Kurierze Szczecińskim.
- Zaprosiliśmy pana Łazukę, gdyż jest jedną z osób kojarzących się z Kabaretem Starszych Panów, któremu poświęcona jest nasza impreza - tłumaczy Bohdan Ronin-Walknowski, dyrektor "Muz". - W zeszłym roku ten artysta miał u nas dwa recitale, znakomite, świetnie przyjęte przez publiczność. Wydawało się nam, że warto poprosić go o kolejny występ.
Niestety, tegoroczny koncert Łazuki to totalna kompromitacja. Już od początku szło źle - "Janusz Sent i Czesław Majewski nie mogli przyjechać - tłumaczył publiczności artysta - Myślę jednak, że te aranżacje są tak wartościowe, że miło ich będzie posłuchać". Widzowie najwyraźniej byli odmiennego zdania: już po drugiej piosence (po zupełnie młodym głosie wykonawcy sądząc - pochodzącej chyba sprzed dobrych 30 lat) zaczęli opuszczać salę, komentując półgłosem, że płyt mogą posłuchać w domu. Wedle wcześniejszych zapowiedzi, Łazuka [na zdjęciu w programie Kabaret Starszych Panów] miał w przerwach między utworami opowiadać anegdoty z okresu wspólnej pracy z Jeremim Przyborą i Jerzym Wasowskim. Niestety - aktor unikał mikrofonu i mówił na tyle niewyraźnie, że niemożliwością było go zrozumieć. Później zresztą widok wychodzącej publiczności podciął mu skrzydła do tego stopnia iż ograniczał się do pytania przez całą salę Muzowego akustyka: "- Panie Grzesiu, co tam następne?". Żenujące przedstawienie nie trwało zbyt długo - po pięciu piosenkach Łazuka wycofał się do garderoby i tam już pozostał.
- Mogę tylko przeprosić wszystkich za to, co się stało - mówi B. Ronin-Walknowski. - Wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż miało. Przede wszystkim umawialiśmy się z artystą na półplaybacki, tak jak w zeszłym roku. Carym playbackiem byłem równie zaskoczony jak publiczność. Jedynym plusem tego nieszczęsnego zdarzenia jest to, że nie ponieśliśmy żadnych kosztów związanych z występem. Zamierzam zresztą zwrócić się o odszkodowanie do ZASP-u za zerwany spektakl i odpowiednie ukaranie Łazuki. Czy aktor był pijany? Przed spektaklem nic na to nie wskazywało. Gdyby coś nas zaniepokoiło, nie dopuściłbym do przedstawienia. Mogę tylko jeszcze raz przeprosić i zapewnić, że "Muzy" zwracają wszystkim zawiedzionym pieniądze za bilety.
W odniesieniu do całego zajścia nasuwa się myśl o urywku piosenki ,Bal na Gnojnej", śpiewanej przed laty przez Bohdana Łazukę - "Z szaconkiem, bo się może skończyć źle...". O szacunku dla publiczności artysta najwyraźniej zapomniał. Szkoda tylko, że skandal, który wywołał, położył się cieniem na całej, bardzo dobrze pomyślanej Muzowej imprezie.