Artykuły

Wolność nas nie chce

Jak unieść ciężar wojennej historii i nie osunąć się pod nim w nadmierny patos? To pytanie, przed którym staje każdy współczesny twórca mierzący się z literaturą tego kalibru, co Inny świat Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.

Książka to kanoniczna, od lat na szkolnych ławkach. Zaskakiwać może fakt, że adaptacja Igora Gorzkowskiego jest jej pierwszą ekra­nizacją (nie tylko w formacie teatru telewizji). A może nie ma się czemu dziwić? „Patos […] jest dla współczesnego czytelnika, przedsta­wiciela kultury ironii i dystansu, bardzo sil­nym tabu” — pisze Zofia Król, i choć ma na myśli poezję, to nie ma żadnych przeciwwska­zań, aby jej diagnozę przełożyć na teatr. Współ­czesne polskie sceny w ironii i dystansie czują się jak ryba w wodzie, co bywa nie tylko nie­znośne, ale i nieskuteczne. Nie zmienia to jed­nak faktu, że diagnoza Król jest trafna, a zwrot ku powadze, o którym pisał David Poster Wallace, wydaje się niezwykle trudny do zrea­lizowania. Na patos cały czas reagujemy aler­gicznie. Spektakl Gorzkowskiego jest przy­kładem, jak trudno opowiedzieć przeraża­jące obozowe historie, nie tracąc ich grozy i nie roniąc niczego z egzystencjalnej reflek­sji — formułowanej przez bohatera, który wydaje się pochodzić z rzeczywiście innego świata. Dla współczesnego widza jeszcze bardziej innego niż dla czytelnika z pokole­nia autora.

Gustawa (Philippe Tłokiński) widzimy w je­go rzymskim mieszkaniu, gdzie podejmuje Ostatniego (Rafał Zawierucha). Finałową scenę książki reżyser wykorzystał jako klamrę. Wizyta Ostatniego jest pretekstem do urucho­mienia obozowych wspomnień. Gdy powró­cimy już z Jercewa do Rzymu, przybysz nadal będzie czekał na reakcję gospodarza, któremu opowiedział o swoim obozowym dylemacie. Poświęcić życie pracujących z nim Niemców, czy ocalić swoje? Od Gustawa oczekuje rap­tem jednego słowa — „rozumiem”. Milczenie głównego bohatera pobrzmiewa dzisiaj nie heroizmem, a okrucieństwem. Podobnie jak wypowiadane w myślach tłumaczenie: „Może wymówiłbym bez trudu to jedno słowo, naza­jutrz po zwolnieniu z obozu. Może”. I choć głos Tłokińskiego jest spokojny, właściwie bez­namiętny, to czuję w nim twardą nutę pychy. Czy to dlatego, że dzisiejsze czasy sprzyjają re­latywizowaniu? Zmiękły nam moralne kręgo­słupy? A może brak wojennych doświadczeń zwyczajnie nie odarł nas z empatii do takiego stopnia, jak bohaterów pokolenia Grudzińskie­go? Bez względu na to, która odpowiedź jest bliższa prawdy, Inny świat zmusza do zastano­wienia, jaka jest cena niezłomności i czemu ma ona służyć. Czy trzeba być niezłomnym, aby być prawdziwie wolnym? A co, jeśli rację ma Rusto (Łukasz Lewandowski), który po nie­udanej ucieczce z obozu ucieka w wyobrażenia o jeszcze jednej — tym razem zwieńczonej powodzeniem akcji, choć tak naprawdę wie, że „wolność nas nie chce”. Jest w tym zdaniu bez­litosna konstatacja - nic poza nami samymi nie jest w stanie nas ocalić. Nikogo i niczego, poza nami, to ocalenie nie interesuje. A zatem? Czy możemy być pewni, że ocalenie istnieje?

*

Przestrzeń nad scenografią wyobrażającą obóz wypełnia animacja nieba gęsto zasnu­tego ciemnymi chmurami. Płyną w wyraźnie przyspieszonym tempie, najwyraźniej gnane porywistym wichrem historii. Sztuczność te­go efektu nie przysparza dramatyzmu, wręcz przeciwnie — prowokuje pobłażliwy dystans do bohaterów, których tragiczne losy rozgrywają się pod tak pompatycznym firmamentem. Ich nieskończone wędrówki po drewnianych podestach wymieszano ze scenami rozgrywa­jącymi się w poszczególnych barakach, aresz­cie oraz celi izolatora, gdzie Gustaw odbywa ośmiodniową głodówkę. W jej trakcie nacho­dzą go wspomnienia obozowych historii, ale i zupełnie nowe majaki, w których rozmawia z samym sobą. Pewnym wyłomem jest scena programu artystycznego wykonywanego przez więźniów dla więźniów, ze zwracającym uwa­gę występem primadonny opery moskiew­skiej — Tani (Joanna Freszel). Poruszającym, ale nie ze względu na śpiew, a wygląd boha­terki. Ucharakteryzowana na zniszczoną pracą więźniarkę nosi groteskową perukę. Tego ro­dzaju teatralizacje działają na korzyść całości, zwłaszcza że Gorzkowski wciąga widza w pew­nego rodzaju grę. Jeśli ten będzie dość uważny, dostrzeże sceny z ukrytymi pointami bądź uzu­pełnieniami poprzednich sekwencji — przykła­dem właśnie Tania. Za jakiś czas zobaczymy ją zdejmującą perukę — łysą śpiewaczkę.

Gorzkowskiego nie interesuje realistyczne oddanie grozy obozowego doświadczenia. By­łoby to zresztą w formule teatru telewizji (i tea­tru w ogóle) nieosiągalne. Omijając dyskusję o możliwości i sensowności prób przybliże­nia grozy obozów (nie tylko sowieckich gułagów, ale także niemieckich obozów koncentracyjnych), nie da się ukryć, że dziś — czy tego chcemy, czy nie — żyjemy w świecie, któ­ry wychodzi z założenia znanego z tytułu książki Georgesa Didi-Hubermana Obrazy mimo wszystko. Efekty artystyczne tego prze­świadczenia nie muszą ograniczać się do często przywoływanej w tej debacie melodramatycznej Listy Schindlera Stevena Spielberga, dość wspomnieć wstrząsającego Syna Szawła Lászla Nemesa. Teatr telewizji nie jest w stanie podążać za filmowymi wzorami, co nie zna­czy, że powinien rezygnować z adaptacji tego rodzaju przestrzeni. Rodzi się jednak pytanie: jakie konsekwencje niesie ze sobą sprowadzenie tak wyrazistej, wszechogarniającej i kon­stytuującej rzeczywistość scenerii do sfery zawieszonej między filmowym realizmem a teatralną symbolicznością? Świat się odre­alnia, łagodnieje, staje się bezpieczniejszy, pozbawiony grozy, którą niesie ze sobą opowieść, i nie powstrzymają tego zbliżenia kamery na obnażone rany. Świat opisany przez Grudziń­skiego innieje jeszcze bardziej. Nie emocje i nie doświadczenia stają się istotne, a ich intelektu­alna interpretacja.

Egzystencjalne rozważania stają się u Gorz­kowskiego najważniejsze, a przedstawienie przyjmuje formułę katalogu przypowieści, których morały wyciągać musimy sami. Wy­maga to od nas pewnego wysiłku, przeciwsta­wienia się sile strzałów, które słyszymy co kil­ka scen. Huk broni palnej przecina wydarzenia, a domyślne (bo niewidoczne) egzekucje poda­ne w takim natężeniu sprawiają, że całość na­biera sur realnego posmaku. Być może są to naj­ważniejsze chwile spektaklu, w których zbli­żamy się do tego, czym dla wielu (na przykład podróżującego po Kołymie Michała Milczar­ka) gułagi i daleka Rosja pozostają do dziś — miejscem, w którym stajemy oko w oko z Nic. Możemy się temu jakoś oprzeć? Czy którykol­wiek z wypracowanych na Zachodzie mecha­nizmów może w tych warunkach zadziałać? Być może to jest właśnie pytanie, które musi­my sobie zadać, sięgając po Inny świat dzisiaj. Mamy przecież świadomość dalszego istnie­nia obozów pracy przymusowej, ale też wiemy o postapokaliptycznych szkieletach dawnych gułagów, którymi usiana jest Syberia, a na których czasami żyją jeszcze ludzie — jak gdyby zniewoleni czymś mocniejszym niż drut kolczasty, który już zwinięto. Gorzkowski nie zderza Grudzińskiego z tą współczesną perspektywą. Szkoda, bo to mogłoby ów inny, zaprzątnięty moralnymi imponderabiliami świat przybliżyć.

*

Dimka (Andrzej Mastalerz) wie, że „żeby żyć, trzeba jeść” — to zdanie często przypomi­na sobie głodujący Gustaw. Czym więc jest jego głodówka? Dowodem, że zona to rzeczy­wiście dom umarłych, czy też ostatecznym za­przeczeniem prostych i wydawać by się mog­ło niepodlegających dyskusji prawd? Bohater zdaje się mówić: będę żył głodem i uczciwo­ścią, mimo że się nie da. Cenę, którą przyjdzie mu za to zapłacić, pozna dopiero później — w Rzymie. Piszę o cenie, bo nie mogę wyrzu­cić z głowy tej nuty pychy pobrzmiewającej także w milczeniu, którym żegna Ostatniego, ale przecież ktoś inny może dostrzec w tym nagrodę, laur niezłomności. Który z nas jest z innego świata?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji