Sny o miłości kontra koszmary
Od Rana Arthura Brauna oczekuje się w operze szczypty szaleństwa. Rok temu poważył się na Cyberiadę Meyera. Teraz chciał udowodnić, że fantazja nie ma wieku.
Podwójny spektakl z Dzieckiem i czarami Ravela i Słowikiem Strawińskiego w interpretacji Brauna jest jak ying i yang. Te dwie krótkie opery dzieli w zasadzie wszystko — od charakteru, po interpretację. I w poznańskim wystawieniu nie są więc dwiema częściami spójnej całości. Dziś publiczność operowa częściej zresztą bywa w kinie niż w teatrze, więc dwa przedstawienia może odbierać tak jak maraton filmowy, w którym szuka się różnych wrażeń i sprzecznych emocji.
W czasie ekstatycznego Dziecka i czarów w pustej przestrzeni sceny zostaje umieszczony gigantyczny biały fortepian. W jego skali prawie ginie drobny, lecz brutalny Chłopiec. Zostaje otoczony przez ożywione przedmioty, które podejmują bunt przeciw jego dzikiej naturze i „nieznośnym obcasom”. Braun doskonale odnajduje się w pozornym chaosie formy Ravela — krótkiej, acz absurdalnie gęstej od miniscen. Choreograficzne popisy nie odciągają uwagi od muzyki. Justin C. Arienti, współpracownik reżysera przy Cyberiadzie, ogranicza dekoracje, aby dać upust fantazji w barwnych strojach tancerzy.
Bardziej refleksyjny Słowik działa jak przeciwwaga dla serii atrakcji z Dziecka i czarów, co można też zauważyć w innych pomysłach inscenizacyjnych. Arienti dzieli scenę na warstwy, które ujawniają przed zaskoczonym widzem to, co dotąd było zakryte. Półprzejrzyste zasłony funkcjonują też jak azjatycki teatr cieni, gdzie proste środki mają piorunujące działanie. Dla Arientiego ważne jest jednak to, co wyniósł z własnego dzieciństwa, gdy dostał od ojca książkę Andersena z ilustracjami. Kolejne obrazki ujawniały swoje szczegóły dopiero po odsłonięciu wycinankowych kart. Słowik jest właśnie taką księgą, także w znaczeniu metaforycznym. Przesłony schodzą jedna po drugiej z oczu cesarza. Odkrywają świat zapomnianych i wstydliwych emocji.
Dużą rolę w Słowiku odgrywa światło, które podkreśla przemijalność uczuć — równie ulotnych, co niematerialna muzyka. Subtelne zmiany koloru pokazują płynne zmiany pór dnia, które monarcha spędza na monotonnym zarządzaniu rzeczywistością. Sztywny i sztuczny cesarz, zamrożony w hieratycznej pozie na straży nieludzkiego porządku, nie radzi sobie z tym, co rozgrywa się poza relacjami władzy i podległości. Umyka mu rybak, a poddani są anonimową i bierną masą. Najgorszym i najcudowniejszym z jego koszmarów jest muzyka Słowika.
W obu operach Braun skupia się na temacie miłości, który pokazuje z dwóch skrajnie odmiennych perspektyw. Ci, którzy słyszeli o jego zaangażowanej politycznie, współczesnej sztuce Trans-Maghreb, tym silniej dostrzegą jego zainteresowania obserwacją systemów totalitarnych w momencie ich kryzysu w baśniowym Słowiku. Braun najwyraźniej uważa jednak, że każda opera jest polityczna. Jego interpretacje oper są zawsze oparte na teatrze fizycznym i wirtuozerskim. Paradoksalnie, tym razem odnoszą się przede wszystkim do zaskakującej siły wyobraźni. Pokazują, jak łatwo sny zmieniają się w koszmary. To doświadczenie jest uniwersalne, skierowane zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Artyści uważają zresztą, że przemawianie do dzieci w sposób dziecinny jest złym pomysłem, skoro rodziców i ich dzieci łączą te same, czytane sobie wzajemnie książki.