Czas akcji: rok 1939 rok.
Miejsce akcji: Nowy Orlean.
Obsada: 2 role męskie.
Druk: Tennessee Williams "Jednoręki", Wydawnictwo Literackie, Kraków 1984.
Olivier Winemiller, zanim stracił rękę był bokserem wagi półciężkiej w drużynie marynarki Pacyfiku. Teraz nosi roboczą koszulę i drelichowe spodnie. Nigdy nie odzywa się pierwszy ani nie rzuca zachęcających spojrzeń do przechodniów. Zazwyczaj patrzy na nich ponad ich głowami. Często wystaje na rogu Canal Street i jednej z ulic schodzących do starej dzielnicy miasta. Jest żigolakiem.
Olivier Winemiller jest kaleką od dwóch lat. Został okaleczony w porcie San Diego, kiedy samochód jadący wraz z grupą marynarzy uderzył w mur podziemnego przejazdu. Jechali wtedy z prędkością siedemdziesięciu mil na godzinę. Dwóch marynarzy zginęło na miejscu, trzeci doznał urazu kręgosłupa, co do końca życia przykuło go do inwalidzkiego wózka. Olivier utracił jedynie prawą rękę. Miał wtedy osiemnaście lat.
Pochodzi ze stanu Arkanas, gdzie pracował na polach bawełnianych. Po jakimś czasie opuścił dom i wstąpił do marynarki w bazie wojskowej w Teksasie. Podczas szkolenia zaczął uprawiać boks i jeszcze jako rekrut został wybitnym zawodnikiem w rozgrywkach wojskowych. Kiedy utracił rękę, nagle skończyła się jego kariera atlety.
Zaczął włóczyć się po kraju, pierwsze kroki kierując do Nowego Jorku. Tam poznał tajniki tego, co później stało się jego zawodem. Przez jakiś czas mieszkał w Miami. Pewnej nocy, na jachcie bogatego maklera giełdowego w porcie Palm Beach, upił się i bez jakiegokolwiek wyraźnego powodu uderzył maklera osiem razy w głowę miedzianą podpórką na książki. Potem popłynął do brzegu, zabrał swoje rzeczy i uciekł.
Od tamtego czasu ukrywa się pośród tłumu podobnych sobie uciekinierów. Wybiera mało uczęszczane drogi i miasta tak duże, by wszelkie migracje pozostały niezauważone. Jednak podczas pewnej zimy w Nowym Orleanie zostaje zatrzymany przez mężczyznę w cywilnym ubraniu, nie pod zarzutem rozwiązłości i włóczęgostwa, lecz celem przesłuchania w związku z morderstwem bogatego maklera w porcie Palm Beach. W ciągu piętnastu minut Olivier przyznaje się do wszystkiego. Opowiada o przyjęciu, podczas którego Olivierowi i młodej prostytutce dano sto dolarów za pozowanie do pornograficznego filmu. Film nie został ukończony. Ku swemu zdumieniu Olivier nagle uderzył dziewczynę, kopnął kamerę i uciekł na górny pokład. Tam, na górze, uświadomił sobie, że jeśli pozostanie dłużej na jachcie, to popełni coś jeszcze gorszego. Kiedy większość towarzystwa odpłynęła na brzeg, Olivier zachęcony przez gospodarza pieniędzmi pozostał.
Wobec takich zeznań prokurator występuje o udowodnienia przestępstwa z premedytacją. Świadkowie zeznają, że na jachcie nie miało miejsca nic niemoralnego. Nikt nie przypomina sobie pornograficznego filmu, zaginął też słuch o młodej prostytutce. Olivier zostaje skazany na krzesło elektryczne.
Dzienniki w całym kraju rozpisują się o skazaniu młodego przestępcy. Wszyscy, którzy kiedyś spotkali Oliviera nie mogą ukryć zdumienia. Postawny, jasnowłosy człowiek, o wyglądzie Apolla wyrył się na stałe w ich pamięci. A teraz zamknięty w celi czeka na śmierć.
Olivier zaczyna otrzymywać listy. Często są one podpisywane fikcyjnymi nazwiskami. Wszystkie też mają podobną treść. Autorzy listów wspominają chwile spędzone z Olivierem, które uważają za najbogatsze ze swych doświadczeń. W ich życiu, od tamtego czasu, stało się coś nieodwracalnego. Coś bez przerwy niepokoi ich umysły.
To, o czym wspominają, to zapewne urok pokonanego. Ponieważ Olivier został skazany na śmierć, dla swych korespondentów nabrał tajemniczych i abstrakcyjnych cech kapłana. Stał się archetypem Zbawiciela na krzyżu, który wziął na siebie grzechy całego świata, by zmyć je i oczyścić swoją krwią i męką.
Listy tego rodzaju doprowadzają Oliviera do wściekłości: drze je i wyrzuca.
Zgodnie z wyrokiem, od wykonania kary śmierci dzieli skazańca szereg miesięcy oczekiwań. W dusznej celi Olivier czeka na śmierć. Jedynym kontaktem ze światem stają się dla niego owe listy. Po pewnym czasie nie tylko przestaje je wyrzucać, ale zaczyna na nie odpisywać. Czasem dołącza także schematyczny rysunek, szkic krzesła, na którym ma niebawem zasiąść. Wokół krzesła rysuje gwiazdki, wężyki, a także napisy "HA-HA!" i "gorące krzesło" ze strzałkami i wykrzyknikami. Pisanie listów staje się jego jedynym zajęciem.
Coś zmieniło się w Olivierze. Coś poruszyło się w nim. To przywrócenie życiu było jednak bezlitosne, bo przyszło zbyt późno. Minęła obojętność, która teraz mogłaby uczynić śmierć lżejszą.
Przed uwięzieniem myślał o swym okaleczonym ciele jak o czymś zrujnowanym, zdatnym tylko do maltretowania. Podniecenie, jakie wzbudzał u innych napełniało go wstrętem i było dla niego niezrozumiałe. Ogromna ilość listów, jakie zaczął dostawać w więzieniu, obudziła w nim zainteresowanie samym sobą. Zaczynają się w nim rozwijać autoerotyczne uczucia. Odczuwa przyjemność z odkrywania erogennych stref swego ciała. Zrozumiał pożądanie, jakie wzbudzał kiedyś u innych.
Na dzień przed śmiercią w jego celi pojawiła się młody, luterański pastor, który dopiero co opuścił seminarium. Olivier nie chce odwiedzin żadnego duchownego. Pastor jednak nalega. Z chwilą, gdy ujrzał zdjęcie Oliviera w gazecie poczuł silny przymus spotkania się ze skazańcem.
Po pierwszym spojrzeniu na Oliviera siedzącego w celi pastorowi przypomina się obrazek z dzieciństwa. Przypomina sobie wizyty w ogrodzie zoologicznym i złotą panterę, którą chodził oglądać. Zwierzę uważano za szczególnie dzikie, ale on odnajdywał w jego spojrzeniu taką niewinność, że nie raz litując się nad uwięzionym zwierzęciem zasypiał z płaczem. Pewnej nocy przyśnił mu się nieprzyzwoity sen o panterze. Chłopiec śnił o olbrzymich, jasnych oczach zwierzęcia, które ukazały mu się w lesie. Pomyślał, że jeśli położy się spokojnie i nie będzie się bał pantera podejdzie do niego. Zdjął ubranie i liśćmi osłonił swoją nagość. Chłodny podmuch wiatru zdmuchnął liście, a chłopiec poczuł ciepło zbliżającego się ciała. Poczuł liźnięcie i zdał sobie sprawę, że pantera myje go. Dotyk języka, począwszy od stóp, sunął wzdłuż jego nóg, aż dotarł do lędźwi i wtedy jego sen stał się nieprzyzwoitym. Chłopiec zbudził się, płonąc ze wstydu. Od tamtego czasu tylko raz odwiedził panterę, ale spotkanie to było tak upokarzające, że zaprzestał kolejnych wizyt.
Spojrzenie Oliviera wyraźnie przypomniało mu tamto jasne spojrzenie pantery ze snu. By oswoić tę przedziwną sytuację zaczął rozmawiać ze skazańcem.
Tłumaczy Olivierowi, że stoi twarzą w twarz wobec ostatniego doświadczenia, a ten świat, ta przemijająca egzystencja, jest progiem do czegoś nieskończonego. Kalectwo Oliviera dało mu szansę, aby rozwinął w sobie "duchowe ręce" i dosięgnął Boga. A on, pastor, jest nie człowiekiem, a pośrednikiem. Jest drutem podłączonym w sercu Oliviera i naładowanym Bożym posłannictwem.
Pod spokojnym spojrzeniem skazańca pastor czuje zażenowanie. Odwraca się od tego spojrzenia, tak jak kiedyś odwrócił się od spojrzenia pantery, gdy po raz ostatni poszedł do ogrodu. Olivier prosi, by duchowny zmoczył ręcznik i wytarł mu pot z pleców. Wycieranie trwa krótką chwilę. Serce pastora wali jak oszalałe. Olivier wygina swoje Apolińskie ciało i opuszcza niżej spodnie. Oczom pastora ukazują się wąskie posągowe boki młodego człowieka. "Teraz - prosi skazaniec - nacieraj rękoma". Pastor gwałtownie zeskakuje z łóżka. Olivier uspokaja go. Nie ma się czego obawiać. W hallu są drzwi i zawsze słychać nadejście strażnika. Pastor cofa się. Olivier mocno chwyta go za przegub. Teraz on mówi do pastora. Ten stos listów leżących na półce to rachunki od ludzi, którym Olivier jest coś dłużny. Nie pieniądze, lecz uczucia. Przez trzy lata wędrował po kraju wzbudzając miłość, sam przy tym nic nie odczuwając. Teraz to się zmieniło i też coś czuje. Jest samotny i zamknięty tak samo, jak pastor, z którym rozmawia. Olivier zna ludzi jego pokroju. Wszystko jest dla nich albo artystyczne, albo religijne, lecz zdaniem Oliviera - "to wszystko gówno". A pastor powinien dostać w łeb.
Po chwili strażnicy wynoszą pastora, a do celi Oliviera dobiega odgłos wymiotów.
Następnego dnia wykonywany jest wyrok. Do izby egzekucyjnej skazaniec zabiera ze sobą plik listów. Nie pozwala ich sobie odebrać. Zasiada na krześle elektrycznym.
Ciało, do którego po śmierci nikt nie rości sobie pretensji, zostaje przekazane do prosektorium Akademii Medycznej. Ludzie przeprowadzający sekcję czują się wyraźnie zażenowani tym ciałem. Ma ono w sobie godność uszkodzonego Apolla. Nikt go już prawdopodobnie nigdy tak nieskazitelnie nie wyrzeźbi.
Ukryj streszczenie