Artykuły

Spektakl bez znaczenia

Scena Prezentacje w Warszawie jest chyba jedynym takim miejscem teatralnym w Polsce, gdzie widz otrzymuje dokładnie to, czego się spodziewa. Wiadomo, że będą popularni aktorzy, precyzyjnie opanowane role, eleganckie kostiumy, gustownie zaprojektowane wnętrza. Będzie współczesny (najczęściej) tekst, w niezbyt odbiegającej od oryginału adaptacji. I przezroczysta inscenizacja. Przezroczysta w tym znaczeniu, że trudno się w niej dopatrzyć jakiejkolwiek reżyserskiej interpretacji. "Kobieta bez znaczenia" Oskara Wilde'a została przyrządzona według tejże receptury.

Jedynym wyrazistym pomysłem, który w najnowszej inscenizacji Romualda Szejda można znaleźć, jest obsadzenie w rolach dam londyńskiej socjety schyłku XIX wieku dawno nie oglądanych dam polskiej sceny i ekranu: Wandy Koczeskiej i Poli Raksy. To, jak myślę, powinno być dodatkowym magnesem przyciągającym widzów do salki w Fabryce Norblina. Poza tym wszystko jest, jak zazwyczaj, mniej lub bardziej "po bożemu".

Impresaryjna formuła prowadzonego przez Romualda Szejda teatru ma swoje zalety - np. odkrywanie często nie wykorzystywanych należycie artystów, ale ma i wady. Do tych zaliczyłbym branie z całym dobrodziejstwem inwentarza wszystkich odmiennych nierzadko stylistyk i konwencji gry teatralnej, które aktorzy przenoszą ze swoich macierzystych scen. W wielu takich przypadkach pełne zaufanie reżysera do aktorów działa bowiem na niekorzyść spektaklu.

W "Kobiecie bez znaczenia", komedii zbudowanej głównie na paradoksach słownych niewymuszonej' salonowej konwersacji, osobą, która znajduje się w całkowitej opozycji do niefrasobliwości świata arystokratów, jest Pani Aburthnot (Maria Pakulnis), kobieta ciężko skrzywdzona przed laty przez Lorda Illingwortha (Marcin Troński). Konfrontacja uwiedzionej, odartej z czci i honoru kobiety z tryskającym bon motami, czarującym bawidamkiem, który zacznie znienacka walczyć z nią o prawa do syna, przybrała na scenie formy dość absurdalne. Reżysera po prostu zawiodło wyczucie. Oto Lord Illingworth staje oko w oko nie z kobietą, ale z uosobieniem tragiczności - pomnikiem wszelakich ludzkich boleści.

Poza tym prawdziwie dyskretny urok arystokracji odsłaniają przed nami w bystrych dialogach - błyskotliwie przetłumaczonych na nowo przez Michała Ronikiera - ujmująco eleganckie i urokliwie niebezpieczne gwiazdy: Pola Raksa w roli Pani Allonby, Hanna Stankówna jako Lady Karolina Pontefract, a zwłaszcza zadziwiająca niecodzienną kulturą gry Wanda Koczeska, która wcieliła się w Lady Hunstanton, gospodynię usilnie walczącą z pierwszymi objawami utraty pamięci. Dla tych trzech aktorek warto wybrać się na spektakl, ogólnie bez znaczenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji