Pod wpływem krwi
"BRh+" - monodram Marka Branda w reż. Ewy Ignaczak w Teatrze Zielony Wiatrak. Spektakl na Scenie Off De Bicz w Sopocie recenzuje Mirosław Baran z Gazety Wyborczej - Trójmiasto.
Wielbiciele twórczości Marka Branda po premierze spektaklu "BRh+" wychodzili zawiedzeni. Reżyseria i gra aktorska były bez zarzutu, jednak sam dramat nie dorównuje jego wcześniejszym tekstom.
Brand - jako autor monodramu i aktor w nim grający - podejmuje w najnowszym dziele podobną tematykę jak w swoich "Dyskretnych układach dynamicznych". Główny bohater tamtego spektaklu, zwyczajny, szary człowiek, usiłuje zbudować sobie spokojne życie. Jednak jest coś - czy raczej ktoś - w jego wnętrzu, co sprzeciwia się takim działaniom, popycha bohatera wręcz do autodestrukcji. W "BRh+" bohater poddany jest podobnemu wpływowi; tym razem jednak wewnętrzne "ja" ma źródło genetyczne. To "ja" ma być symbolizowane poprzez grupę krwi, która jakoby określa charakter swojego nosiciela.
O ile jednak w "Dyskretnych układach dynamicznych" mamy szansę obserwować bohatera toczącego zaciekłą walkę ze swoim "drugim głosem", to "BRh+" jest zaledwie zarysem podobnej sytuacji. Brakuje temu widowisku jasnego konfliktu oraz zamknięcia. Nie do końca wygrana jest również inspiracja sztuki - czyli teoria o determinowaniu zachowań człowieka przez posiadaną grupę krwi. Zostaje ona zaprezentowana w widowisku w formie wyliczanek, bez widocznego przełożenia na działania bohatera.
Wiele z powyższych zastrzeżeń wynika bezpośrednio z ograniczeń monodramu. Poruszane w "BRh+" kwestie są bardzo trudne do zaprezentowania przez jednego aktora. Szkoda, bo właśnie gra aktorska jest mocnym punktem spektaklu; Marek Brand po raz kolejny dał pokaz swoich możliwości. Jednak - wobec nieco nijakiego tekstu - gra "na pusto", z jego wysiłków niewiele wynika. Na pochwałę zasługuje także reżyseria Ewy Ignaczak. Jedyne dekoracje stanowią "okna", czyli dwie drewniane ramy - jedna z firankami, druga z roletą - oraz krzesło. Wszystkie one są doskonale "ograne", przy dużym udziale operowania światłem. Szalenie efektowna jest scena, w której bohater podświetlony od tyłu, siedzi za roletą, słucha muzyki i udaje dyrygenta. Ponieważ widz widzi tylko jego cień, dobrze muzyka oddaje "podwójną" osobowość aktora.
Twórcy widowiska pozwolili sobie także na interesującą grę z widzem, obnażenie konwencji teatralnej. Bohater monodramu zwraca się bezpośrednio do publiczności; w pewnym momencie stawia krzesło na jednym z "okien" i staje pod nim. "Wiecie co robię?" - pyta widzów, po czym sam udziela odpowiedzi. "Patrzcie, to właśnie teatr" - mówią w ten sposób twórcy. Jednak w teatrze nie jest ważne wyłącznie "jak?", ale i "po co?".