Patty zwycięża
"Patty Diphusa" w reż. Marty Ogrodzińskiej w TR w Warszawie. Pisze Katarzyna Tórz w Teatrze.
Patty Diphusa w opowiadaniach Almodóvara z lat 80. to młoda, nonszalancka dziewczyna - międzynarodowa gwiazda porno - postmodernistyczne, "bardziej wulgarne i mniej patetyczne" wcielenie Holly Golightly ze Śniadania u Tiffany'ego. W spektaklu pokazywanym w TR Patty (Ewa Kasprzyk) [na zdjęciu] ma rys dojrzałej kobiety, która w błysku dyskotekowych reflektorów, jakby mimochodem, dokonuje analizy swojego życia.
Słychać głośny pisk opon hamującego opodal samochodu. Pod drzwi teatru podjechała właśnie Patty Diphusa, która otulona sztucznym lamparcim futrem wchodzi prosto z podwórza przy Marszałkowskiej do sali prób TR. Na prostokącie wyciętym ze sztucznej trawy stoi sofa pokryta miękkim, czerwonym suknem. W tle zasłona z plisowanej bordowej satyny. W tej scenerii Patty - ubrana w kusą elastyczną sukienkę, kabaretki, buty na plastikowych koturnach, wyposażona w różową perukę i migotliwie turkusowy neseser z kilkoma niezbędnymi drobiazgami (np. szklanym penisem) - przez blisko godzinę opowiada o sobie.
Kim jest "cioteczna siostra" zakochanej w wolności Holly Golightly? Paradoksalnie, Patty ucieleśnia "typową dziewczynę naszych czasów" i "należy do kobiet, które nie przechodzą niezauważone w epoce, w której żyją". Nigdy nie śpi, ponieważ "sen oznaczałby dla niej śmierć". Wydaje się również, że w nic nie wierzy naprawdę, niczego nie bierze na serio, bezkarnie pogrąża się we własnej śmieszności i przerysowaniu dokonując na sobie swobodnego aktu autokreacji. Tym samym sprowadza swoją egzystencję do rangi ekscytującego show. Patty ceni niezależność, krępują ją normy i standardy, ale i fałsz, który wyczuwa intuicyjnie. Jest inteligentna, dba o rozwój własnej wyobraźni oraz szerokość pola eksperymentów mentalnych i seksualnych. Jest "najbardziej dostępną kobietą w mieście", ma też poczucie humoru i tupet i wie, że zestawienie tych dwóch cech przynosi szczęście.
Patty bywa wrażliwa i - jak sama mówi - zadziwia ją to, ponieważ "żyjemy w czasach, w których nie ma miejsca na wrażliwość". Jednak w jej przypadku jest to wrażliwość rozumiana bardzo swoiście - jako emocjonalność eksplodująca w momentach samotności. Osamotnienie stanowi nieuchronny element jej życia, kiedy np. siedzi na czerwonej kanapie słuchając ciepłego głosu Harry'ego Belafonte i przypomina sobie wszystkie Boże Narodzenia, od których uciekała, albo gdy opowiada o torbie krewetek, które dostała od znajomego taksówkarza, wygląda jak mała, opuszczona przez wszystkich dziewczynka, która jedynie sama przed sobą może pokazać ckliwość graniczącą z egzaltacją, co w przypadku Patty oznacza słabość charakteru.
Niczym nieskrępowana narracja oparta na wspomnieniach kluczowych chwil z jej życia obfituje w opisy wydarzeń, które mogą wywołać u widzów bardzo niejednolite emocje. Gdy Patty w roztargnieniu pomieszanym z zawodową kokieterią opowiada o brutalnym gwałcie jakiego dopuścili się na niej dwaj psychopatyczni mężczyźni, albo ze szczegółami wspomina liczne erotyczne ekscesy, których była główną bohaterką i inicjatorką, jest jednocześnie wzruszająca i odpychająca, przejmująca i kiczowata, sentymentalna i bezwzględnie okrutna w swoim stosunku do ludzi i świata. Przede wszystkim jednak każdy jej gest i słowo przeniknięte są autoironią, dystansem w stosunku do siebie samej - własnych pragnień, wyobrażeń i myśli. Często puszcza do widza oko, żartuje z własnych zachowań i słabości.
Patty w spektaklu nie jest zupełnie sama. W pewnym momencie na jednej ze ścian Stolarni pojawia się wideo projekcja Ewy Kasprzyk, która rozmawia z Patty graną przez siebie samą. Patty pyta Kasprzyk o to, kim jest, co lubi, dlaczego nie śpi. W końcu dowiaduje się, że jest wytworem fantazji widzów/czytelników, ucieleśnieniem tego, kim chcieliby być. Patty, którą widzimy, ma być jedynie konstruktem, figurą, w którą tchnął życie i pamięć demiurg-reżyser-autor, pozbawiający ją autentycznej egzystencji, korzystając z pośrednictwa nowej techniki. W relację Patty - twórca zostali wmanipulowani widzowie, którzy stają się równorzędnymi uczestnikami ekscentrycznej gry, jaką jest cały spektakl. Publiczność z przyjemnością konsumuje teatralny obraz, kolorowe sypiące się zewsząd konfetti, dyskotekowy amok, w którym mistrzowsko pogrąża się aktorka. To Patty ponosi konsekwencje bycia sobą, ryzykownego życia, którego namiastkę chciałoby się czasem poczuć, ale tylko niewielu stać na to, aby zdecydować się na nie naprawdę. Patty jest więc reprezentacją dekadenckich pragnień o ucieczce w miłość, erotyzm, nieograniczoną wolność i zabawę, reprezentacją, która znika równie szybko, jak się pojawiła. Klęska Patty objawia się w przejmującej scenie, gdy odkleja ona swoje kilkucentymetrowe sztuczne rzęsy, zdejmuje perukę i jak smutny, zdemaskowany błazen ujawnia prawdziwą, zmęczoną twarz.
A jednak jest to porażka pozorna i raczej chwilowa, bowiem Patty nie podda się szybko. Zgodnie ze słowami refrenu znanego przeboju Glorii Gaynor I will survive: "przetrwam tak długo, jak długo będę wiedziała jak kochać", który rozpoczyna spektakl, Patty pokona jeszcze nie jeden krytyczny moment swojej chaotycznej egzystencji. Przyjmie kolejną, nowszą i bardziej pociągającą maskę, zapragnie nowych konwencji i poczuje się w nich doskonale, oczaruje nowych
mężczyzn, których uwielbienie przewyższy dotychczasowe. Patty jest bowiem niezniszczalna, dopóki jest w niej tyle pasji i energii, by kochać życie, jakkolwiek przykre by ono bywało. Tym samym wpisuje się w przedziwny korowód postaci stworzonych przez Almodóvara, które miotając się między skrajnymi emocjami, wplątane w wieloznaczne relacje uczuciowo-erotyczne szukają kolejnych możliwości ekspresji i odnalezienia własnych pragnień, nawet jeżeli wiąże się to z zakwestionowaniem społecznego i obyczajowego porządku, obrazoburstwem i prowokacją.
Spektakl Patty Diphusa, pokazywany wcześniej w klubo-galerii "Le Madame", jest jedną z ciekawszych propozycji spośród wszystkich pokazanych dotychczas w ramach projektu "Teren Warszawa". Świetny monodram stworzyła Ewa Kasprzyk, która w roli
Patty Diphusy jest szczera, emocjonalna i pełna życia... To rola z krwi i kości, o temperaturze odpowiadającej tekstowi Almodóyara. Twórcy spektaklu, zgodnie z intencjami autora, odczytali historię o Patty bezpretensjonalnie - nie popadli w banał i powierzchowność i dzięki temu spektakl jest czymś więcej niż tylko kolejną miałką interpretacją bazującą na sławie reżysera z La Manchy.
TR w Warszawie: Patty Diphusa Pedro Almodóvara. Przekład: Hanna Torrent-Piasecka. Adaptacja: Remigiusz Grzela. Reżyseria: Marta Ogrodzińska. Premiera 4 XI 2004.