Artykuły

Szklarnia na mrozie

Stowarzyszenie Teatralne Remus w Warszawie "Projekt wyspiański" na motywach twórczości Stanisława Wyspiańskiego reż. Katarzyna Kazimierczuk, premiera 28 grudnia 2007

Od czasu spektaklu "In meinem Namen" Teatr Remus, założony w 1995 roku, a od sześciu lat działający na warszawskiej Pradze, przebył bardzo długą drogę. W końcu trening aktorski rodem z Odin Teatret Eugenia Barby, przeniesiony do Polski przez reżyser Katarzynę Kazimierczuk, wydał owoc - spektakl "Projekt Wyspiański". Trudno jest ukazać postać i dzieło wielkiego symbolisty, nie wpadając w dętą bogoojczyźnianą koturnowość, ani też w modny ostatnio brutalny dekonstrukcjonizm. Twórcy spektaklu znaleźli własny, znakomity język dla takiej opowieści. Ich gra jest organiczna, lekka, dziejąca się na pozór bez wysiłku. Aktorzy pozostają otwarci, przytomni, świadomi obecności partnerów i widzów, ich gesty są rezultatem procesu "rodzenia postaci", a nie tylko narzuconych przez reżysera koncepcji. Zdumiewa niespotykany obecnie na scenach polskich szacunek dla słowa, który pamiętam z najlepszych lat Starego Teatru.

Spektakl Remusa składa się z czterech części. W pierwszej ukazane są twórcze niepokoje Stanisława Wyspiańskiego jako poety i malarza, jego mocowanie się z własną wyobraźnią, wywoływanie widm i próby dialogu z nimi. To duże osiągnięcie młodego aktora Jakuba Iwańskiego, który zagrał Wyspiańskiego z wielką pasją i wrażliwością. Łatwo w takiej kreacji o fałszywe tony jakiegoś niby-nawiedzenia przez nadprzyrodzone moce lub pseudofilozoficzne zadęcie. Tych błędów uniknięto dzięki wysokiej kulturze gry, wrażliwemu wczuciu się w świat wyobraźni Wyspiańskiego i wsłuchaniu w to, co postaci jego imaginacji budzą w aktorach teraz.

W drugiej części spektaklu oglądamy kawiarniany świat bohemy. Wyspiański w korespondencji z poetą Lucjanem Rydlem, na temat wolności w sztuce, skarży się na prowincjonalną duchotę Krakowa. W wybornej scenie picia absyntu w paryskiej kawiarni dandys Rydel radzi Wyspiańskiemu, by nie siedział w Krakowie, ale jeździł po świecie. Jednakże Wyspiańskiemu udaje się zaludnić swoje miasto rodzinne duchami przeszłości - w ten sposób Kraków staje się najlepszym teatrum dla jego wyobraźni.

Są oczywiście kokoty i muzy fascynujące obu poetów. Katarzyna Staniszewska świetnie przeistacza się z wyzwolonej femme fatale w stylu Dagny Przybyszewskiej w erynię w scenie wziętej z "Wyzwolenia" - tej, w której twórca toczy z Maskami-Chimerami dyskurs o wolności i świętym ogniu twórczości - by w następnej, przeniesionej z "Wesela", stać się femme inspiratrice - Muzą mówiącą kwestie Poety i przypominającą Rachelę. Tej utalentowanej aktorce udało się ucieleśnić wiele aspektów polskiej "animy" (obrazu duszy w mężczyźnie), której bogactwo form przedstawiali również inni polscy symboliści, rówieśnicy Wyspiańskiego, jak Malczewski, Podkowiński czy Mehoffer.

Na czwartą część składały się wyłącznie finałowe sceny z "Wesela", które zagrano ze wzruszającą świeżością. Zdumiewający był Chochoł, mistrzowsko kreowany przez Nelę Brzezińską jako szaman, gość z orientalnych zaświatów. Turecka maska i niezwykły dwutaktowy chód czyniły z niego magnetyczną, wybitnie numinotyczną postać, a zawodząca, celowo fałszywa gra na skrzypcach wzmagała to wrażenie.

"Projekt Wyspiański" to wypowiedź na temat wysokiego powołania artysty, jego bezkompromisowego dążenia do prawdy i wolności. Mamy więc do czynienia z romantyczną wizją prometejską, przy czym chodzi tu o podejście uniwersalistyczne, a nie tylko o kwestię politycznej wolności Polski. Najważniejsze zadanie artysty określi Konrad w "Wyzwoleniu": "wykraść ten święty ogień", by dać go ludziom. Ogień, "który budzi, który daje siłę, moc, potęgę", umożliwia wyzwolenie od wszelkich mar i masek, a nawet - poświęcenie własnej osobowości, którą artysta winien przekroczyć. Rola zbawiciela-Prometeusza nie jest ważna, istotna jest tylko przyniesiona przez niego moc. Wyspiański w wizji Kazimierczuk odrzuca egotyczne dziś pokusy rządu dusz i stałej adoracji, którym ulegali romantycy.

Okazuje się znacznie od nich dojrzalszy. Taki Wyspiański to odtrutka na współczesny wysyp artystów narcyzów, pyszałków popisujących się swym obyczajowym niby-buntem w blasku telewizyjnych jupiterów.

Członkowie trupy Remus nie są już amatorami, ale artystami, którzy posiedli pewien kunszt. Nowym spektaklem podtrzymali oni we mnie gasnącą wiarę w możliwość przetrwania w Polsce teatru wysokiego. Widać, że prowadzi ich wrażliwy reżyser, dający im poczucie bezpieczeństwa, by artykułować to, co czują, w najinteligentniejszy sposób. Dzięki czułej i płynnej reżyserii Katarzyny Kazimierczuk powstał szlachetny polifoniczny utwór na aktorski septet.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji