Piękno Pana Boga nie obraża
„Ludzie moi złoci, piękno Pana Boga nie obraża, wprost przeciwnie”, zdanie wieńczące pierwszy akt Bambini di Praga — najnowszej premiery warszawskiego Teatru Współczesnego — znakomicie oddaje intencje autora Bohumila Hrabala i inscenizatorki Agnieszki Glińskiej. Czeski pisarz miał rzadki dar wyszukiwania piękna i poezji skrytych w codzienności.
Rzeczywistość czasów wojny i późniejszej socjalistycznej „normalizacji”, w której przyszło żyć pisarzowi, obfitowała wprawdzie w wydarzenia gwałtowne i groźne, autor umiał je jednak traktować z dystansem. Oswajać swym stoickim spojrzeniem i niezmąconym poczuciem humoru. Ukazywać ich absurd i niezamierzony komizm.
Emocjonalna intensywność spostrzeżeń Hrabala oraz krwiste charaktery jego bohaterów — mieszkańców przedmieść Pragi — dawały szansę zaistnienia tej twórczości w teatrze. Próby scenicznej adaptacji opowiadań Hrabala podjął się Vaclav Nyvlt — do prapremiery Bambini di Praga doszło w 1978 r. w praskim Teatrze na Zabradli w reżyserii Ewalda Schorma.
Agnieszka Glińska znalazła w adaptacji Nyvlta materiał pozwalający ukazać także słoneczną stronę życia, której na polskich scenach ostatnimi czasy jak na lekarstwo. I nie zawiodła jej reżyserska intuicja. Otrzymaliśmy pełnowartościowe dzieło sceniczne, o niebywałym wdzięku, doskonale zagrane przez liczny, 26-osobowy zespół.
Mamy łotrzykowski w klimacie epizod grona naciągaczy ubezpieczeniowych (Krzysztof Kowalewski, Piotr Adamczyk, Andrzej Zieliński) i ich judaszowego kompana o wdzięcznym nazwisku Bucefał (Borys Szyc). Są ich ofiary: gadatliwa żona rzeźnika i jej milczący mąż (Marta Lipińska i Leon Charewicz), filozofujący wytwórca sztucznych kwiatów (Krzysztof Stelmaszyk), niesamowity chemik-truciciel z żoną (Marek Bargiełowski i Maria Mamona). Najciekawsza, doskonała w prawdziwie teatralnym pomyśle, była dla mnie scena opowieści plastyka amatora (Damian Damięcki) i zatroskanej matki (Zofia Kucówna) o jego malarskich wizjach.
W epizodzie lekcji tańca dla starszych i zaawansowanych pojawił się m.in. Fryzjer (Jan Pęczek) o makabrycznej wyobraźni i Dozorca Bloudek (Janusz Michałowski) traktujący cały świat — nie bez podstaw — jak szpital wariatów, w którym pracował. Z grona znakomicie grających aktorów wyróżniłbym ekspresyjną Monikę Kwiatkowską w roli Nadzi, fascynującej praskiej femme fatale oraz Bronisława Pawlika, jako nieodparcie zabawnego Ogrodnika.
Cieszy, że w pomroce inscenizacyjnego bełkotu rozmaitych „młodych brutalistów” zalewających polskie sceny, pojawiają się jeszcze równie jasne, czyste i promienne przedstawienia. Prowokujące do śmiechu, ale i do zadumy. To kolejny strzał w dziesiątkę Agnieszki Glińskiej. Moje gratulacje!