Tylko teatr
Z Alpejskich zórz wyreżyserowanych przez Piotra Chołodzińskiego wynika, że dzisiejszy teatr goni własny ogon i pogrąża się w jałowym autotematyzmie. A przecież wystarczyło pójść odważnie parę kroków w ciemność sztuki Turriniego, by teatr stał się światem.
Sztuki pisane przez Turriniego przypominają mi filmy jednego z moich ulubionych współczesnych reżyserów — Kanadyjczyka, Atoma Egoyana. Choć może to podobieństwo bardziej dotyczy moich emocjonalnych i intelektualnych reakcji niż artystycznych pokrewieństw. Utwory obu twórców budzą ten sam rodzaj lęku, przypominają, że żyjemy w świecie, gdzie nie tylko wartości uległy rozproszeniu, ale przestały również obowiązywać dawne pojęcia i definicje. „To nie ja zapodziałem się światu” — mówi Turrini — „lecz świat mi się gdzież zawieruszył. Ledwo zaufam jakiejś wiadomości albo zwiążę się z jakimś człowiekiem, a już owa wiadomość okazuje się zmyśleniem, a człowiek kimś zupełnie innym”.
Ta nasza rzeczywistość-nierzeczywistość wymaga… — nie wiem: redefinicji? nowego porządku? a może przyjęcia jakiejś specyficznej postawy poznawczej i życiowej? Turrini i Egoyan próbują chociaż opisać ruch cząsteczek krążących coraz szybciej w pozornym? faktycznym? chaosie wszechrzeczy.
Wiele miejsca w swych dziełach poświęcają też problemom sztuki, przedstawienia, medium, w którym tworzą. Gdy świat staje się fikcją, funkcja tego, co dotychczas było fikcją — a więc teatru, filmu, sztuki w ogóle — robi się niejasna, podejrzana, niewystarczająca. Choć ciągle może nieść ze sobą złudzenie piękna i wzniosłości. Turrini wplata w Alpejskie zorze fragmenty z Romea i Julii — bohaterowie chwytają się nich jak kół ratunkowych, które chronić mają przed utonięciem w powszedniej ciemności.
Ale klucz do nierzeczywistości zdaje się leżeć zupełnie gdzie indziej. „Jedyną rzeczą, która przenosi nas na grunt faktów i faktyczności, jest przemoc”. Dyrektor Teatru z Bitwy pod Wiedniem, innego dramatu Turriniego, chce poznać „zgrozę w stanie czystym (…), prawdziwe przerażenie, nie zagrane”. Chłopak z Alpejskich zórz podpala żywego koguta. To jedna z dwóch błysków niekwestionowanej prawdy w tej sztuce. Drugim, a właściwie chronologicznie pierwszym, jest „ujawnienie” widzom fizycznej nagości Niewidomego. Nagość i przemoc. Naga przemoc.
Niestety, spektakl Piotra Chołodzińskiego w Teatrze Nowym zatrzymuje się w połowie drogi, jaką proponuje Turrini. Ujawnia tylko zagubienie, kalectwo teatru i to w specyficzny sposób — nie dopuszczając na scenę życia.
W ubogiej przestrzeni gry, pozbawionej postulowanych przez autora kiczowatych wschodów słońca i folderowych widoków Alp, Jerzy Stasiuk i Kazimiera Nogajówna kreślą swoje postacie grubą kreską, łatwo — zbyt łatwo — wpadając w groteskę. Odcinają się tym samym od swoich bohaterów, nie przekazują im siebie, nie współodczuwają z nimi. Stasiuk nie jest na początku całkiem nagi, a płonący kogut to wypchana atrapa i trochę dymu.
I nie chodzi mi tu o obnażanie aktorów i palenie żywcem zwierząt, a jedynie (aż) o siłę płynących ze sceny emocji, myśli, obrazów… O potwierdzenie, oczywistego w gruncie rzeczy, wniosku, że tylko żywy teatr może mówić nawet o swej śmierci.
W poznańskich Alpejskich zorzach jedynie Szymon Bobrowski w prawie niemej roli Chłopca ma odwagę odkryć jakąś część swego człowieczeństwa. Przez swe miejsce w spektaklu, przez swą młodość odcina się od tamtego aktorskiego układu. Patrzy z boku, milcząco komentuje, jego obecność na scenie jest sensualna i intrygująca.
Nogajówna i Stasiuk dzielą się kilkoma dość banalnymi refleksjami na temat „nędzy i chwały” zawodu aktorskiego, skrzętnie chowają natomiast swe ludzkie lęki i pragnienia. I właściwie trudno mieć im to za złe — każdy, również aktor, ma prawo do obrony przed spojrzeniem świata tego, co intymne, bolesne, niezrozumiałe.
Zwłaszcza że i na poziomie warsztatu, i zawodowego autotematyzmu można osiągnąć wzruszenie. W ostatnich scenach spektaklu oboje odgrywają Romea i Julię bez emfazy, smutno, Starzy, zmęczeni aktorzy.
Ale myślę sobie, jak poruszający mógłby to być spektakl, gdyby zza tej zmęczonej maski Aktora choć na chwilę wyjrzała przerażona twarz Człowieka.