Artykuły

Z "Policją" - bez obaw

Od wystawionej w 1958 r. "Policji" (grywanej też jako "Policjanci") żaden bodaj autor nie miał na naszych scenach tylu swoich premier, co Sta­nisław Mrożek, przyjmowanych z tak dużym powodzeniem. Może właśnie "Policja" nie należy do jego utworów najpopularniejszych, a już z pewnością w Łodzi, dobrze więc, że mogliśmy na scenie "Rozmaitości" oglądać przed­stawienie tej sztuki w wyko­naniu warszawskiego "Atene­um".

Ten wczesny Mrożek, bezli­tosny szyderca, przed którego zjadliwym dowcipem nie ostoi się żadna świętość, już w tej sztuce ujawnia nieubłaganą lo­gikę w doprowadzaniu ośmie­szanej sytuacji czy też posta­wy ad absurdum. Można by zresztą powiedzieć, że logika dominuje tu tak dalece nad psychologią i prawdopodobień­stwem, że postaci stają się głó­wnie głosicielami założonych tez. Ale akceptujemy tę fun­kcję scenicznego bohatera, jeśli tylko umiejętnie żongluje on tekstem, przydając mu stosow­ny wyraz mimiki i gestu.

Rzecz sprowadza się do tego, że długoletni i ostatni już wię­zień polityczny, poddawany "wychowawczym" oddziały­waniom komendanta policji, oświadczy pewnego dnia, iż go­tów jest natychmiast podpisać deklarację lojalności, byle tyl­ko wyjść na wolność i dzielić życie ze społeczeństwem, mani­festującym swoją niezachwia­ną lojalność, wobec miłościwie panującego Regenta.

Z punktu widzenia konwen­cji tego utworu, podporządko­wanemu swoistej logice, wyda­je się zresztą nie najważniejsze, czy jest to przełom szczery czy udawany, ważniejsze bowiem staje się, iż metamorfoza więź­nia wywołuje całkowite zaskoczenie i bezradność przedsta­wiciela policji politycznej, któ­rej racją istnienia, jak i całe­go systemu policyjnego, jest istnienie wrogów.

Obserwujemy też jak gdyby równoległą i zarazem przeciw­stawną sytuację. Policyjny pro­wokator, rozmiłowany w swej służbie i fanatycznie wierny władzy, przyjmuje na siebie z poświęceniem rolę politycznego więźnia i pod wpływem swoje­go nowego położenia zaczyna przechodzić proces całkiem odwrotny, niż ów były więzień, który tymczasem staje się pod­porą reżimu. Jeden miał już dość bohaterstwa i cierpiętnictwa, drugi zaczyna teraz tego pragnąć.

Przedstawienie wywołuje co chwila śmiech na widowni, toczy się ono zresztą sprawnie, w wartkim tempie, chwilami jednak niepotrzebnie moim zdaniem, zatrąca o farsę (ow­szem, postacie są bardziej far­sowe niż komediowe, ale spra­wy jednak niezmiernie serio). Występują w głównych rolach znakomici wykonawcy: reżyser przedstawienia, Jan Świ­derski - jako Generał, którego wejście powitano oklaskami, Leon Pietraszak - Komendant, Marian Kociniak - Więzień i Jan Kociniak - Prowokator.

Znamienne, że ta satyra Mrożka, której strzały godzą zapewne w każdym kraju w odmienne realia, lecz podobne nieraz mechanizmy, przyjmo­wana jest u nas z wyraźnym rozbawieniem, ale bez niezdrowej sensacji, jak to pamiętam z krakowskiego przedstawienia na kameralnej scenie "Słowa­ckiego" sprzed chyba dziesięciu lat. Bo to, że grywamy Mroż­ka przestało już mieć posmak sensacyjny i stanowi normalny przejaw otwartości życia kul­turalno-artystycznego. I jest to, jak sądzę, refleksja niezmier­nie pocieszająca.

A Stowarzyszenie Artystycz­ne i tym razem miało dobrą rękę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji