Andrzej Wajda w Filmówce
Andrzej Wajda gościł wczoraj w Łodzi na spotkaniu ze studentami łódzkiej szkoły filmowej [na zdjęciu].
Wajda wysiadł z pociągu z Warszawy punktualnie o godz. 16.50. Obecności na peronie rektora Roberta Glińskiego mógł się spodziewać, ale tego, że towarzyszący mu studenci będą ubrani w kostiumy z "Pana Tadeusza", już nie. Nie tylko Wajda był zaskoczony, również podróżni - i strojami, i obecnością reżysera na Fabrycznym. W ruch poszły aparaty fotograficzne i komórki.
W szkole na Wajdę także czekała niespodzianka. Legendarne schody będą od wczoraj ozdabiane przez okolicznościowe tabliczki poświęcone słynnym absolwentom. "Andrzej Wajda przesiadywał tu w latach 1949-53" - głosi pierwsza z nich. - Jestem wzruszony - nie krył reżyser.
Kiedy Wajda chodził dobrze znanymi sobie szkolnymi korytarzami, po których oprowadzał go rektor Gliński, studenci oglądali jego najnowszy film "Tatarak". - Czego się pan spodziewa po spotkaniu z nimi? - pytali dziennikarze. - Bardzo surowej krytyki. Tu nigdy inaczej nie było. Gdy studiowałem, nic nam się nie podobało.
A jednak. Krytyki nie było. Za to reżyser z humorem odpowiadał na pytania, sypiąc anegdotami. - Z czego jest pan niezadowolony w "Tataraku"? - pytał jeden ze studentów. - Z widowni. Po tylu latach zmagań w polskim kinie miałem nadzieję na większą frekwencję - mówił Wajda. - Telewizja tak ukształtowała gusta, że widownia jest przyzwyczajona do łatwizny. I nie szuka w kinie sztuki.
Ale zaraz dodawał otuchy studentom. - To się może zmienić, sytuacja nie jest beznadziejna. Potrzeba odbudowania sieci kin studyjnych i dyskusyjnych klubów filmowych. Kina powinny pojawić się znowu na prowincji, dziś między Krakowem a Kielcami nie ma żadnego, a bilety powinny być tańsze. Nie idźcie na łatwiznę i nie wychodźcie naprzeciw oczekiwaniom masowej publiczności. Zadziwiajcie widza, opowiadajcie mu o świecie, o którego istnieniu nie ma pojęcia.
I znów dopiekł TVP. - Tam pracuje osiem tysięcy ludzi. A w Polsacie 240. Czy muszę mówić więcej?
Tłumaczył także dlaczego po "Katyniu" sięgnął po kameralne kino. - Nie warto robić filmów podobnych do siebie. A poza tym znów chciałem spotkać się na planie z Krystyną Jandą. Warto spełniać marzenia, bo życie jest takie krótkie. Człowiek nie zrobi nawet 50 filmów i już koniec.