Pociąg przez życie
Apetyt na czereśnie Lubuskiego Teatru jest podróżą po krajobrazach socjalistycznej ojczyzny. Pociąg, którym jadą bohaterowie, gładko przenosi nas z lat 60. w następną dekadę.
Przedział z drewnianymi ławkami, jakich dzisiaj się już nie spotyka. Zamiast okna telewizor, w którym przesuwa się monotonny pejzaż. Pasażerowie — kobieta w popielatej, ciasno opiętej sukni i mężczyzna w nijakim, ciemnym garniturze oraz śmiesznym krawacie na gumce. Obok sceny muzycy przebrani za konduktorów.
Niby „synteza dziejów”
Bohaterowie zaczynają rozmowę. Ona wraca z rozprawy rozwodowej, on też jest już „wolny”… Przywołują wspomnienia, pomagają sobie nawzajem odgrywać historie „z życia”. A historie te są najbanalniejsze z banalnych. Poznali się, pobrali, kochali, zdradzali, rozwiedli… Marzyli o siódmym niebie, a wylądowali na nudnej prowincji.
W częściowo dialogowych, częściowo śpiewanych retrospekcjach na ekranie telewizora pojawiają się nieme fragmenty starych kronik. Najpierw z czasów Gomułki, po przerwie — z epoki Gierka. Zmienia się też nieco wtedy wystrój przedziału. Zamiast drewnianych — siedzenia obite są materiałem. Inny jest wzorek na kolejowej firance. Ale ogólne wrażenie swojskiej siermiężności pozostaje.
W reżyserskiej interpretacji Piotra Bogusława Jędrzejczaka tekst Agnieszki Osieckiej jest czymś w rodzaju „syntezy dziejów”. Obrazem „naszej małej stabilizacji”, w którym zmieniały się szczegóły, ale nie istota.
Poczucie kaca
Bohaterowie spektaklu błądzą między swoimi wygórowanymi i niesprecyzowanymi aspiracjami, których ucieleśnieniem jest zagraniczny ręcznik zawieszony na szyi lokalnego playboya, a świadomością mizernych perspektyw. Dlatego mało w tej podróży do przeszłości nostalgii, a więcej poczucia kaca, jaki towarzyszył (towarzyszy?) „szpetnym czterdziestoletnim”.
Puenta nie zaskakuje. Historie jego i jej są opowieścią o tym samym związku. Po kolejowej psychodramie bohaterowie przekonują się, że jako środek obrony przed rzeczywistością musi wystarczyć im wzajemna, wyświechtana, okaleczona miłość. Tak bardzo typowa i jednocześnie tak niepowtarzalna.
Jak w klubokawiarni
Tatiana Kołodziejska i Andrzej Nowak nie zaimponowali we wtorek umiejętnościami aktorskimi i wokalnymi. Wydawali się lekko spięci. Zabrakło mi niuansów i subtelności w prezentowaniu kolejnych postaci. Kołodziejska najlepiej sprawdziła się jako prowincjonalna szansonistka, Nowak dobrze wypadł w równie charakterystycznej roli samochodowego podrywacza. Z drugiej strony ten brak wirtuozerii służy klimatowi szarości i niespełnienia, jaki przenika spektakl zielonogórskiego teatru.
Pokazywanie Apetytu na czereśnie w CK „Zamek” początkowo nie wydawało mi się dobrym pomysłem. Skromna scenografia gubiła się w przestrzeniach Sali bynajmniej nie Kameralnej. Nagłośnienie było fatalne: ciągle coś burczało i zgrzytało (notabene rozpraszał mnie też mikrofon demonstracyjnie widoczny w sukni aktorki). Ludzie z dalszych rzędów niewiele widzieli.
Gdy jednak w spektaklu przypomniano o sławetnych klubo-kawiarniach, pomyślałem, że Zamek bardzo wiarygodnie gra ich rolę.
Lubuski Teatr im. Leona Kruczkowskiego. Agnieszka Osiecka Apetyt na czereśnie. Reżyseria: Piotr Bogusław Jędrzejczak. Muzyka: Maciej Małecki, Adam Sławiński. Scenografia Ryszard Kaja. Gościnne występy w CK „Zamek” w Poznaniu — 10 marca 1998 r.