Artykuły

Kompania Doomsday: Orzemy, jak możemy

Chcielibyśmy być teatrem w nowoczesnej formie. Instytucją miejską, ale z ograniczoną biurokracją. Bez stałej ekipy. Zapraszalibyśmy do współpracy inne teatry, pomagalibyśmy im - mówi Marcin Bartnikowski, współtwórca Kompanii Doomsday.

Monika Żmijewska: Kompania Doomsday wróciła właśnie z nagrodą z warszawskiego festiwalu. Kolejną w tym roku. Publiczność was uwielbia.

Marcin Bartnikowski* [na zdjęciu]: - Nie możemy narzekać. Nagroda, którą dostaliśmy na warszawskim festiwalu Lalka Też Człowiek za spektakl "Kąsanie" to właśnie Nagroda Publiczności. Co ciekawe, publika tego festiwalu najwyraźniej upodobała sobie białostoczan - nagrodę dostaliśmy ex aequo z Białostockim Teatrem Lalek, który pokazał "Biegun". W ub.r. publiczność też nagrodziła Kompanię i pośrednio BTL - za "Baldandersa" [spektakl niezależni aktorzy przygotowywali, korzystając z uprzejmości teatru lalek - red.]. Wtedy to była nagroda podwójna, bo przyznali nam ją i widzowie, i jurorzy. Zobaczymy, co będzie w następnym roku, bo na festiwalu będziemy na pewno. Nagroda Publiczności to bowiem zaproszenie w ciemno na kolejną edycję festiwalu.

Ostatnie parę miesięcy to wasze artystyczne rozjazdy: spektakle w Rzymie, w całej Polsce, w niemieckim Lipsku, Edynburgu, potem Meksyk. Organizatorzy festiwali was rozchwytują, miesiąc temu zdążyliście też zorganizować własny festiwal w Białymstoku - "Białysztuk". A kilka dni temu wróciliście z Stuttgartu. Nadążacie?

- Taki już los artystów. W FITZ! w Stuttgarcie pokazaliśmy nasz najnowszy spektakl - "Mewę". FITZ! to taki teatr lalek w nowoczesnej formie, którym my chcielibyśmy być w przyszłości.

To znaczy?

- FITZ! jest instytucją miejską, ale nietypową. Po pierwsze z ograniczoną biurokracją, bez stałej ekipy, za to zapraszający do współpracy mnóstwo innych teatrów.

Coś w stylu teatru impresaryjnego, warszawskiego Teatru Małego?

- Są tu pewne podobieństwa, ale chodzi jeszcze o coś innego. FITZ! dodatkowo jest jeszcze koproducentem nowych spektakli zapraszanych teatrów, które wciąga do swego repertuaru, a oprócz tego organizuje im premiery w różnych miejscach w Europie. Kompania też z takiej możliwości skorzystała. Dzięki kontaktom nawiązanym jeszcze w szkole teatralnej, m.in. z niemieckim lalkarzem Michaelem Voglem, twórcy Figurentheater Wilde&Vogel kilka naszych spektakli mogliśmy pokazać w Niemczech, wejść do europejskiego projektu i dostać pieniądze na kolejne przedstawienie. Właśnie na "Mewę". Miała już premierę w kilku miejscach: w Białymstoku, Warszawie, Wiedniu, Lipsku, teraz w Stuttgarcie, a za jakiś czas w Berlinie. Na Zachodzie taki system działalności teatralnej - bycie koproducentem, organizowanie premier w kilku miejscach, wspólne zdobywanie pieniędzy - już dawno funkcjonuje i się sprawdza, w Polsce dopiero to raczkuje.

Taki system chcielibyście wprowadzić w Białymstoku, gdy będziecie mieli już swoją stałą siedzibę? Rozmowy z magistratem w sprawie waszej siedziby ślimaczą się od miesięcy, ale rozumiem, że nie rezygnujecie z Białegostoku?

- Nie. Ciągle bardzo chcielibyśmy właśnie w tym mieście mieć stałą bazę, na gruncie miejskim. Rozmowy w tej sprawie trwają, zdecydowanego postępu nie ma, ale mamy nadzieję, że wkrótce to się zmieni. Z tego, co wiem, władze miejskie nie wycofują się z pomysłu udostępnienia na nasze działania fabryki po squacie. Ostatnio mieliśmy wytężony okres twórczy, nie było czasu tego pilnować.

Jeździcie z miejsca na miejsce, nie macie swojego miejsca na ziemi, jak radzicie sobie z próbami i przechowywaniem scenografii?

- Z tym rzeczywiście jest trudno. Dochodzą nowe spektakle, scenografia się rozrasta, chowamy ją po naszych prywatnych piwnicach. Orzemy, jak możemy. Z próbami jest różnie - większość zespołu jest z Białegostoku, ale próby mamy i w Białymstoku, i Warszawie. Telefon, skrzykujemy się i reszta dojeżdża. Próbujemy w prywatnych mieszkaniach, ale że rozrasta się grupa ludzi chcących nam pomagać, to czasem uda się załatwić jakiś lokal, jak np. salę do aerobiku w jednym z warszawskich liceów. Ale dobrze byłoby w końcu odpocząć i zgrupować to w jednym miejscu.

*współtwórca Kompanii Doomsday, prezes Stowarzyszenia Promocji Artystycznej, która współorganizuje m.in. działania Kompanii

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji