Historia z happy endem
"Odyseja" w reż. Krystyny Jakóbczyk w Teatrze Lalki i Aktora Kubuś w Kielcach. Pisze Lidia Cichocka w Echu Dnia.
Opowieść o szczęśliwej miłości, jedynej w greckich mitach, zapragnęła pokazać na scenie reżyser Krystyna Jakóbczyk. Z wielowątkowej opowieści o Odyseuszu wybrała to, co dotyczy związków herosa z kobietami i tak powstała "Odyseja" w Teatrze Lalki i Aktora Kubuś.
Pomysł to przedni skonfrontować miłość, wiernej i czekającej żony z uczuciem męża gnanego po morzach, tęskniącego za domem, ale przechodzącego z jednej łożnicy do drugiej. Jakóbczyk wie, że Odyseusz nie był ideałem. Był bezwzględny, okrutny, także dla swoich przyjaciół, jednak trudno obwiniać go o niewierność, bo Grek takiego pojęcia nie znał. To żona miała w czystości czekać, mąż mógł używać życia z innymi kobietami, a także dziećmi płci męskiej.
By jednak współczesnemu widzowi - spektakl mają oglądać uczniowie - pomóc ocenić zachowanie Odyseusza, każdą scenę komentuje chór Moir - prządek ludzkiego losu.
Zamysł to trochę ryzykowny, bo po sali rozchodzi się dydaktyczny smrodek, gdy Moiry usprawiedliwiają Odyseusza, zwalając wszystko na przeznaczenie, które każe brać górę namiętnościom. Co gorsza wykonanie owego muzycznego komentarza, przy niedostatkach głosowych i muzyce przypominającej najprostsze religijne zaśpiewy, pozostawia wiele do życzenia.
Aktorzy poza pierwszą i ostatnimi scenami w Itace grają przy pomocy lalek, co dodatkowo podkreśla baśniowość opowieści. Wspaniała scenografia Pavla Hubicka zamienia scenę w najbardziej niezwykłe miejsca. Brawa za wizję Cyklopa, Hadesu, alkowę Kirke czy Kalipso. Bardzo pięknie pokazano przemianę towarzyszy Odyseusza w świnie czy zabicie krów Heliosa. Brawa za kostiumy łączące współczesne elementy stroju ze starożytnymi. Spektakl jest piękny plastycznie. Czasami jednak, kiedy postacie krążą bez ładu i składu odnosi się "wrażenie, że na scenę wkrada się chaos. Chciałoby się więcej prostoty i konsekwencji. Bo kiedy na umownej kurtynie pokazują się postacie z greckich waz, wystarczyłoby konsekwentne naśladownictwo.
Kielecka "Odyseja" uwodzi widzów pięknem i rozmachem, mnóstwo jest w niej scen zapierających dech w piesiach. Penelopa jest wzruszająca i bardzo ciepła, a Odyseusz, mimo że wiarołomny, wzbudza sympatię. I jak to słusznie puentuje Krystyna Jakóbczyk: po powrocie Odyseusza małżonkowie opowiedzieli sobie wiele, ale znacznie ważniejsze dla ich szczęścia było to, co przemilczeli. I dlatego mogła to być historia z happy endem.