Niebanalna kantata
"Zakochani w Krakowie" Piotra Rubika i Zbigniewa Książka to największa od lat kulturalna wpadka królewskiego miasta Krakowa. I nie hucpa - jak oburzało się krakowskie środowisko artystów - a kompletna żenada. Miejmy więc nadzieję, że wbrew uparcie powtarzanemu refrenowi, cały świat wcale się o tym nie dowie... - pisze Tomasz Handzlik w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Rym spod Częstochowy
Piosnki o łóżkowych problemach Bolesława Wstydliwego i o nowohuckim bohaterze Andrzeju Szewczuwańcu, co ładunek wybuchowy pod nogę Lenina podłożył, zamówione specjalnie na inaugurację obchodów jubileuszu 750-lecia lokacji Krakowa na prawie magdeburskim - trąciły kiczem i banałem.
Pisane chyba w pośpiechu teksty miały jednak jeden podstawowy atut - łatwo je było zapamiętać i szybko za chórem czy solistą powtórzyć:
O rany boskie, rany boskie
Toż ich tam krew zalała w Moskwie
Zbigniew Książek niestrudzenie raczył nas banałem i rymami rodem spod Częstochowy:
Kazimierz z królów największy
Największy Kazimierz Wielki (...)
Prawo zaczęło być prawem
I kochał go ludek boży
A zyskał dozgonną sławę
Gdy akademię otworzył
Swoją drogą trudno jednak nie docenić jakości wykonania tych utworów, wszak brylujący tu zdolnościami wokalnymi Janusz Radek czy Przemysław Branny to doświadczeni w tym właśnie fachu artyści. Ich fanki piszczały więc z radości.
Jan Sebastian R.
Poetycki kicz na potęgę upiększać miała katarynkowa i prosta muzyka Piotra Rubika.
Prosta nie znaczy jednak banalna! Kompozytor samouk dowiódł bowiem, że podręcznik do harmonii zna doskonale, a modulacje czy zmiany trybu to dla niego pestka. Leciały więc jeden za drugim dury i molle, sekundowe i kwintowe pochody, a nawet bachowska tercja pikardyjska gdzieś pod koniec frazy się znalazła.
Bach? No właśnie! Przecież Bach też tworzył muzykę lekką, łatwą i przyjemną. Bo kto jak nie on napisał "Kantatę o kawie"? Mało tego, dziełka temu podobne wypływały spod pióra lipskiego kantora niemal co niedziela!
- Ale to nie jakaś tam zwyczajna kantata - zastrzegali śmiertelnie poważni autorzy przedsięwzięcia. - To kantata balladowa, o której możecie państwo przeczytać w encyklopedii.
Tymczasem moc encyklopedycznych wieści w telegraficznym skrócie przedstawiał odgrywający rolę kantatowego narratora Jan Nowicki. O tym, że w Paryżu wynaleziono dziurkę od guzika, a za zachodnią granicą Polski padł mur berliński i o tym, że nasz papież Jan Paweł II zmarł w 1905 roku... Pomyłka - rzecz ludzka.
Śpiewajmy wkoło, będzie wesoło!
By zachwycić tłumy, dzieło Rubika musi być przede wszystkim głośne (odkręcone na max głośniki) i naładowane orkiestrowym przepychem. Dudniły więc kotły, dęły trąby i puzony, piłowały smyki, zdzierali też głosy soliści i 80 chórzystów. A wśród tłumów radość. Nastoletnie fanki białowłosego mistrza sacro-disco-polo-live znów piszczały z zachwytu. Łatwo wpadający w ucho kuplecik z radością podśpiewywały nie tylko tłumy na Rynku Głównym, ale też uradowani magistraccy urzędnicy: "Niech cały świat się dowie, jak kocha się w Krakowie, jak kocha się w Krakowie".
Jeden z naszych Czytelników szydził niedawno na forum: "Muzyka Rubika serca mego dotyka". Niejaki Maciej Kaczka naprędce stworzył też parodię: "Kocham Kraków aż do wyprucia flaków" - śpiewał. Ceniony zaś krytyk muzyczny Andrzej Chłopecki na łamach "Tygodnika Powszechnego" ogłosił, że "mamy takiego Rubika, na jakiego zasłużyliśmy".
Osobiście pomarzyłbym o tym, by oratoria i kantaty Piotra Rubika grane były tylko do befsztyka. Lub na festiwalu pieroga. I to nie w Krakowie, a umiłowanych przez Witkacego Kielcach. Bo tam muzyka Rubika serc wszystkich zapewne dotyka.