Istota puenty
Niby-komedia pełna dowcipnych dialogów i szybkich puent, ale jednak kryje się w niej pytanie:
co nas czeka, czy damy się uwieść światu oferującemu pozornie gotowe rozwiązania, czy rodzina, przyjaźń, miłość to tylko puste słowa i gesty, czy wartości wciąż najważniejsze - mające w sobie moc uzdrawiania, dające sens życiu.
"Zabij mnie" Marka Modzelewskiego to kolejna, po "Antygonie w Nowym Jorku", polska sztuka współczesna wystawiana w Teatrze im. Jana Kochanowskiego. Reżyseruje Bartosz Zaczykiewicz. Scenografię projektuje Joanna Jaśko-Sroka, współpracująca już z dyrektorem naszej sceny przy "Emilii Galotti". - Tytuł jest z lekka kontrowersyjny, ale i sama sztuka nie jest oczywista. Mówiąc ogólnie, to rzecz o eutanazji - zapowiada reżyser. Rzecz dzieje się bowiem w bliżej nieokreślonej przyszłości, kiedy eutanazja jest nie tylko dopuszczalna, ale wręcz nie stanowi niczego nadzwyczajnego. Za ciężkie pieniądze przeprowadza się ją w luksusowym eutanarium pod nadzorem fachowych sił medycznych. Na ich czele stoi cyniczny i wyrachowany dr Pavulon (Grzegorz Minkiewicz). Wśród jego pacjentów są młodzi, ale uznani za śmiertelnie chorych ludzie, a więc kwalifikujących się do eutanazji. Jeden (Michał Świtała) cierpi na zblazowanie chroniczne. Drugi (Michał Majnicz) ma zespół Van Gogha, co oznacza, że w wieku 17 lat namalował "Słoneczniki" i od tej pory nic innego nie robi, tylko tworzy, niedoceniany przez świat. Do ich pokoju trafia kobieta (Grażyna Rogowska na zmianę z Arletą Los-Pławszewską) w terminalnym stadium raka. Zblazowanego chronicznie drażni jej obecność, bo wydaje mu się, że jej fizyczna choroba podważa jego dolegliwość. Z kolei mężczyzna z zespołem Van Gogha zakochuje się w niej niespodziewanie i to go ratuje... Więcej nie możemy napisać, bo historia oparta jest na puencie, której czytelnikom nie zdradzimy. Nie pozostaje więc nic innego, jak wybrać się do teatru.