Artykuły

Łatwiej grać króla niż chłopa

Wielokrotnie grałem arystokratów. Uważam te role za istotne z powodu ich ludzkich cech. Konstanty interesował mnie nie jako książę, ale dlatego, że był zaplutym Azjatą z ogromnym temperamentem. Stawrogin w "Biesach" - nie dlatego, że był hrabią, tylko dlatego, że jako człowiek zatracił różnicę między dobrem a złem. Król Filip z kolei z powodu zazdrości o młodą żonę. Chodziło zawsze o sprawy typowo ludzkie - mówi Jan Nowicki w Rzeczpospolitej.

Z węgierskimi władcami łączy mnie jedynie fakt, że w filmie "Niepochowany" Marthy Meszaros zagrałem premiera Imre Nagya. Natomiast na pytania, w jaki sposób poznałem dworskie maniery, odpowiadam niezmiennie, że uczyłem się ich ze szwagrem za stodołą.

Władcę zagrać najłatwiej, bo z racji tytułu i stanowiska od razu cieszy się bezkarnością i może robić rzeczy, na które zwykły śmiertelnik nie mógłby sobie nigdy pozwolić. Natomiast te normalne rzeczy zaczynają w ich przypadku nabierać zupełnie nowych znaczeń. Co innego, jeśli król drapie się po d..., a zupełnie co innego, gdy robi to stolarz. Aktorzy często w ten sposób uprzystępniają możnych tego świata widzom i krytykom. Oni potem mówią, że wykonawca uczłowieczył postać, przez co stała się bardziej ludzka. Jakby zapomnieli, że król czy książę to także zwyczajni ludzie. Wielki Książę Konstanty w "Nocy listopadowej" krzyczał do służącej: "Suko, ruszaj!". Przełożyłem to na mój stosunek do Księżnej Łowickiej. Przedstawienie Andrzeja Wajdy miało premierę w połowie lat 70., kiedy Kraków liczył 40 tysięcy zrzeszonych miłośników teatru. Na jednym ze spotkań w Starym Teatrze pewna dystyngowana pani zapytała mnie, czy to możliwe, żeby Wielki Książę na stojąco wykonywał ruchy kopulacyjne wobec Księżnej Łowickiej. Odpowiedziałem, że ona była kobietą, a on - jurnym mężczyzną, więc u siebie w domu mógł z nią robić, co mu się żywnie podobało. Jednak kopulujący książę jest znacznie ciekawszy niż kopulujący leśnik albo rzemieślnik. Dlatego aktor grający władcę od razu ma przody. Skupia uwagę na tym, żeby pokazać dramat człowieka, bo król, książę czy premier sam się broni, skoro stoją za nim dekrety czy rozkazy wypowiedzi. Znacznie łatwiej jest wystąpić w roli króla niż chłopa.

Wielokrotnie grałem arystokratów: Cara w "Maskaradzie", Króla Filipa w "Don Carlosie", Wielkiego Księcia Konstantego w "Nocy listopadowej", jakichś markizów, hrabiów, baronów. Uważam te role za istotne nie dlatego, że moje postacie reprezentowały ważne stanowiska w swoich społecznościach, lecz z powodu ich ludzkich cech. Konstanty interesował mnie nie jako książę, ale dlatego, że był zaplutym Azjatą z ogromnym temperamentem. Stawrogin w "Biesach" - nie dlatego, że był hrabią, tylko dlatego, że jako człowiek zatracił różnicę między dobrem a złem. Król Filip z kolei z powodu zazdrości o młodą żonę. Chodziło zawsze o sprawy typowo ludzkie.

Człowiek postawiony urodzeniem ponad innymi nie musi się spieszyć, co było dla mnie wyznacznikiem jego sposobu bycia i mówienia. Brzmi to okropnie naiwnie, ale przecież taki w założeniu jest zawód aktora. Zawsze miałem pretensję do swoich dłoni o nazbyt krótkich palcach. Byłem też wściekły, gdy spod pięknych koronek, które kończyły rękawy wspaniałego surduta, wystawała moja czerwona łapa. Wiedziałem, że nie są to ręce arystokraty i bardzo mnie to deprymowało. Pamiętam, jak aktorzy starej generacji - Wojciech Ruszkowski, Marian Jastrzębski, Kazimierz Fabisiak - przed wyjściem na scenę sprawdzali przede wszystkim, czy mają zapięty rozporek. A potem - grając władców - podnosili obydwie ręce do góry i luźno nimi pokręcali, żeby im z dłoni odpłynęła krew. Wtedy przynajmniej przy pierwszym wejściu na scenę mieli białe, nie czerwone ręce. Robię podobnie.

Na zdjęciu: "Noc Listopadowa" w reż. Andrzeja Wajdy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji