Kit
Homoseksualizm, choroba i trójkąt — we władzy takich tematów ugrzęzła część polskich dramaturgów. Paweł Sala do Spalenia matki wrzucił więc i homoseksualnego bohatera Karola, i wątek raka (na który umiera jego matka), i trójkąt, który tworzą Karol, jego partner Piotr i szefowa Piotra Laura. Zamiast atakować stereotypy, spektakl je utwierdza i doprowadza do ekstremum. Piotr Jankowski rewelacyjnie gra rolę Karola, której po latach schematycznego przedstawiania gejów na scenie grać już po prostu nie wolno. Ma wszystkie cechy „przegiętego” kociaka. Z tłumu poprzedników wyróżnia go może ostry taniec (nadający się na każdy wieczorek panieński) — jest tak długi i rozbudowany, że reszta spektaklu zdaje się jedynie otoczką. Do tego jeszcze ojciec Karola, który bezbłędnie wstrzela się w życie syna z pytaniami: „Dlaczego nie założysz rodziny?”, „Gdzie popełniliśmy błąd?”. Takie dialogi mogłyby się znaleźć w podręczniku wychowania seksualnego w rozdziale „Typowa reakcja bliskich na coming out”. Ze sztuki prosto wynika, że być homoseksualistą to okłamywać samego siebie albo chodzić w obcisłych ciuszkach i trwać w infantylnym rozżaleniu na Kościół, społeczeństwo, rodziców. To także baśń — efektowna, ale niepotrzebna.