Czarodziejska wyspa na Pradze
Katarzyna Gardzina-Kubała
Na Pradze, daleko od centrum stolicy, gdzie wcześniej mieściła się Fabryka Trzciny, a obecnie kompleks kulturalno-biznesowy Mała Warszawa, znalazł przytulisko 4. Festiwal Oper Barokowych Dramma per Musica. Jego wydarzenia w poprzednich latach prezentowane głównie w Teatrze Stanisławowskim w Łazienkach, z powodu wykorzystywania tego zabytkowego obiektu przez Polską Operę Królewską, a także przez zawirowania finansowe, rozsiano w tym roku po różnych lokalizacjach. Premierową Alcynę wystawiono właśnie w Małej Warszawie.
Festiwal Dramma per Musica powstał z miłości i pasji do muzyki barokowej ze szczególnym uwzględnieniem opery. Anna Radziejewska i Lilianna Stawarz, a także grono współpracujących stale wykonawców prezentują to, co kochają najbardziej. W tym roku Olga Pasiecznik sięgnęła po wymarzoną rolę Alcyny w operze Händla, w której do tej pory występowała tylko na zagranicznych scenach i to w partii Morgany. Reżyserię powierzono tancerzowi i choreografowi Jackowi Tyskiemu, z którym Anna Radziejewska współpracowała już w choreo-operze Sognando la morte na Festiwalu w 2016 roku. Teraz Tyski utanecznił wszystkich wykonawców Alcyny i dodał sześcioro tancerzy, co zresztą uzasadnia partytura, obfitująca w sceny baletowe z udziałem dworu czarodziejki i jej fantastycznych sług.
Nie była to jednak stylizacja na teatr barokowy z jego pompatycznością i naiwnością, ani też zupełne odeń odejście na rzecz uwspółcześnienia. Reżyser wybrał drogę fantazji, baśniowości czy fantasy, czemu posłużyły tworzące nieustannie zmieniającą się scenografię projekcje multimedialne Sylwestra Łuczaka, światła Krzysztofa Wójcika i kostiumy Marty Fiedler, przywodzące na myśl stroje z gier wideo lub anime. Dzięki temu niezbyt obszerna sala o ceglanych ścianach przemieniła się w wyspę pełną fantastycznych zwierząt, bijących fontann, palm i pięknych ludzi o wyrafinowanych ruchach. A Mała Warszawa okazała się i przyjazna, i nieprzyjazna operze jednocześnie. Akustyka była bardzo dobra i gra Royal Baroque Ensemble pod dyrekcją Lilianny Stawarz doskonale docierała do słuchaczy, podobnie jak śpiew solistów występujących na nieco wyżej niż widownia umieszczonej scenie. Niestety, pełny widok tejże sceny dostępny był tylko z pierwszych rzędów; z dalszych miejsc widoczność była mocno ograniczona, na szczęście niektóre sceny rozgrywały się na wysokim moście-podeście nad sceną.
Cała obsada wokalna dała się utanecznić i wystylizować. Prym wiodła Anna Radziejewska jako elegancki, trochę rozleniwiony i narcystyczny Ruggiero. Królewska i czarodziejska Olga Pasiecznik wdzięcznie lawirowała po scenie w wąskiej sukni i wyszukanej, pierzastej ozdobie na głowie. Zabawna, ale i wzruszająca była Joanna Lalek jako chłopięco-dziecięcy Oberto. Zachwycała Joanna Krasuska-Motulewicz (szlachetna i wierna Bradamante), która nawet w męskim przebraniu potrafiła objawić kobiecą siłę. Największe zastrzeżenia mam do Karola Kozłowskiego, który knującego łotra Oronte, rywala Ruggiera, nakreślił miękką kreską, a w śpiewie wydawał się zbyt płaczliwy i przerysowany. Godnie partię czarodzieja Melisso zaprezentował Artur Janda, który na kolejnych edycjach festiwalu prezentuje się z coraz większą swobodą i wyrafinowaniem wokalnym. Olga Siemieńczuk (Morgana, siostra Alciny) początkowo trochę drażniła tonem głosu, ale chyba rozśpiewała się, a jednocześnie pasowało to do stworzonej przez nią i reżysera wizji trzpiotowatej panienki, przesadnie rozkochanej w przebranej za mężczyznę Bradamante.
Olga Pasiecznik, choć śpiewała pięknie, precyzyjnie i z uczuciem, wydała mi się tego wieczora (oglądałam drugi spektakl) trochę zmęczona. Dopiero jej arie w finale miały siłę wyrazu, do jakiej artystka nas przyzwyczaiła. Natomiast Anna Radziejewska od pierwszej do ostatniej chwili zachwycała, wtopiona w fantastyczną wizję Alcyny. Wyglądało na to, że niezależnie od znakomitego wyśpiewania emocjonalnych fraz i brawurowych ozdobników, doskonale się bawi.