Artykuły

I ty zostaniesz Kantorem

Nigdy tu już nie powrócę zatytułował swój słynny spektakl. Ale wrócił — znany nowojorski teatr właśnie wy staw i ł j ego sztukę, a w Polsce powstaje gra komputerowa, w której każdy może być Tadeuszem Kantorem

Na podłodze i stołach kom­putery, projektory, elek­troniczne czujniki ruchu, maszyny do skanowania przedmiotów, okulary. Niczym w salonie gier komputerowych z wirtualnej rzeczywistości. A na ścianach — obrazy, rysunki i zdjęcia Tadeusza Kantora. W kącie dziesiątki krzeseł znanych ze spektakli teatru Cricot 2.

— Ten dom został zbudowany w la­tach 80., a wygląda, jakby miał ze 100 lat. Wszystko tu wygląda jak stare — mówi Auriea Harvey, oprowadzając mnie po domu Kantora w Hucisku niedaleko Krakowa.

— Tu mieszka się niczym w muzeum — dodaje Michaël Samyn.

Tworzą duet Tale of Tales i właśnie za­częli pracę nad grą komputerową inspirowaną twórczością Kantora.

Siedzimy na tarasie w Hucisku. Amery­kanka i Belg wyglądają zjawiskowo: ona czarnoskóra, w dredach i postrzępionej sukience — jakby wróciła z manifestacji antyglobalistycznej. On w retro stylizacji prezentuje się niczym dandys z powieści Oscara Wilde’a. Wspólnie tworzą arty­styczne gry komputerowe. Ich Endless Forest, wieloosobowa gra sieciowa, po­zwala graczowi wcielić się w jelenia bie­gającego po lesie — zaskakujące jest to, że w rozgrywce nie ma żadnego celu, a gracze nie mogą się komunikować. Z kolei w The Graveyard gracz wciela się w staruszkę, która spaceruje po cmentarzu.

Gra poświęcona Kantorowi jest ich pierwszą pracą w technice VR (wirtual­nej rzeczywistości). To ma być hołd dla wielkiego artysty, ale także samodzielne dzieło sztuki.

Zaparkowany przed domem poobija­ny fiat panda na belgijskich numerach to dowód, że na takich artystycznych grach nie zarabia się dużych pieniędzy. Ale za to nieźle pasuje do świata, jaki znamy z twórczości Kantora.

Nie po to leciałam dziewięć godzin z Nowego Jorku, żeby go nie zo­baczyć — nie poddawała się 70-letnia Elizabeth LeCompte, kiedy w 2014 r. przyleciała do Polski szukać śladów Ta­deusza Kantora. Stała pod zamkniętą bramą w Hucisku, przez płot było widać tylko gigantyczne betonowe krzesło, któ­re gospodarz ustawił jako rzeźbę w swo­im ogrodzie. Przeskoczyła przez płot. — To ma być dom wielkiego piewcy awangar­dy? — dziwiła się. — Wygląda na drewnia­ną willę prawnika albo lekarza.

— Tadeusz Kantor zabraniał wystawia­nia po swojej śmierci jego tekstów — mówi Dorota Krakowska, córka Kantora. — Ale kiedy zgłosiła się Elizabeth LeCompte i The Wooster Group, nie miałam wątpli­wości, że powinnam uczynić wyjątek.

„Jeśli chodzi o wzniecanie pożarów przy zderzeniu form artystycznych i hi­storii, nie ma zespołu, który mógłby kon­kurować z The Wooster Group” — tak napisał „The New York Times”. „Przez 40 urodzajnych lat działalności zespół prze­kraczał granice teatralnych zasad i pro­wadził widzów przez labirynt spektakli, w których rzeczywistość i jej reprezen­tacja łączą się z technologią oraz ironią”. Do zespołu, uważanego za jeden z naj­ważniejszych teatrów awangardowych na świecie, należały m.in. takie gwiazdy jak Willem Dafoe czy Steve Buscemi.

Wooster do dzisiaj ma siedzibę w starej zajezdni autobusowej na Manhattanie.

— Oni mają status absolutnych klasyków, ale w USA ambitne teatry mają pod górkę. To przypomina sytuację Cricot 2. Tadeusz Kantor właściwie ciągle walczył o utrzymanie teatru — opowiada Krakowska.

— Elizabeth to polonofilka, doskona­le zna nasz teatr, czytała Stanisława Wy­spiańskiego — mówi Zbigniew Bzymek, od 11 lat twórca projekcji wideo dla The Wooster Group.

Przed laty we Wrocławiu na Międzyna­rodowym Studenckim Festiwalu Teatru Otwartego Elizabeth LeCompte spoty­kała się z Jerzym Grotowskim, o którym potem zrobiła spektakl. Bzymek nie dzi­wi się, że zajęła się teraz kolejnym wiel­kim polskim reżyserem i zaznacza, że twórca Cricot 2 to w Nowym Jorku postać legendarna. — Tam wśród wyrobionej pub­liczności wciąż pamięta się jego występy w kultowym teatrze La MaMa, gdzie po­kazywał Umarłą klasę czy Wielopole, Wielopole. Na te spektakle waliły tłumy. Nowy Jork uwielbiał Kantora, do dzisiaj krążą legendy, jak chodził po Manhatta­nie w pelerynie. Zresztą sama Elisabeth to oglądała.

Słyszeliśmy o nim, bo to postać waż­na w belgijskim teatrze. Ale szerszej publiczności jest nieznany. Ja też nie widziałem żadnego spektaklu, nawet zdjęcia. Nic — mówi Michael Samyn.

Rok temu duet Tale of Tales pracował nad grą Cathedral in the Clouds, kie­dy zgłosił się do nich Instytut Adama Mi­ckiewicza z pytaniem, czy nie interesuje ich zrobienie czegoś o Tadeuszu Kantorze. — Przyjechaliśmy, ale Kantor średnio nas interesował, woleliśmy zwiedzać kościoły, katedry. Najwięcej czasu spę­dziliśmy w Gdańsku przed Sądem Osta­tecznym Hansa Memlinga.

— W swojej pracy inspirujemy się głównie malarstwem historycznym, nie wiedzieliśmy, jak ugryźć Kantora. Ale In­stytut Adama Mickiewicza nie dawał za wygraną, przysłał nam płyty DVD ze spek­taklami Cricot, albumy z rysunkami Kantora, obrazami. Zobaczyliśmy Wielopole, Wielopole i nic nie zrozumieliśmy. Aż zostałam na któryś weekend sama, znowu włączyłam i się wciągnęłam. Zobaczyłam, że to, jak my konstruujemy gry, jest bar­dzo podobne do tego, jak Kantor pracował z aktorami — opowiada Auriea Harvey.

Dzisiaj pracują nad grą w Hucisku i po­dziwiają dom. — Jest dziwaczny, wygląda jak gigantyczny Kantorowski przedmiot — żartują. Coś w tym jest, może dlatego, że Kantor sam stał za koncepcją archi­tektoniczną domu i tak jak w jego teatrze użyteczność miesza się tu z niepraktycznością, żelazna logika zostaje złamana fantazją. Z zewnątrz przypomina tradycyjną zakopiańską chatę, tyle że wystaje z niej strzelista wieża przypominająca basztę średniowiecznego zamku, wielki kominek zamiast w salonie jest w przedpokoju.

Auriea i Michael spotykają się z ak­torami Kantora — Lechem Stangretem, braćmi Janickimi, jeżdżą do archiwum Cricoteki. — Tam zobaczyliśmy, że Kan­tor był nie tylko doskonałym malarzem, reżyserem, ale też designerem. Zaprojek­towane przez niego kostiumy teatralne to krawiectwo najwyższej próby. Aż dziwię się, że nie było pokazu mody inspirowa­nej postaciami Cricot 2 — mówi Harvey.

Kiedy Elisabeth LeCompte posta­nowiła wystawić spektakl Pink Chair, rodzaju rekonstrukcji bardzo osobistego spektaklu Kantora Nigdy tu już nie powrócę, zaprosiła do współpracy Dorotę Krakowską.

— Aktorom Wooster musiałam tłuma­czyć absolutnie wszystko — opowiada Krakowska. — Pierwszy okres pracy z nimi to było wspólne uczenie się, oni kontekstu polskiego, a ja amerykańskiego. Uczyliśmy się jak wyglądało życie przed wojną w pol­skich miasteczkach, sztetlach, jaka była rola rabina, księży. Awangardę zachodnią i rosyjską znali, ale nie środkowoeuropej­ską. A przecież z tego wszystkiego są zbu­dowane spektakle Tadeusza Kantora.

— Wkręciliśmy się wszyscy — mówi Zbigniew Bzymek o aktorach Wooster Group. — Znamy biografie aktorów Cricot 2, manifesty artystyczne Kantora, pio­senki ze spektakli.

— Elizabeth LeCompte zafascynowała się Nigdy tu już nie powrócę, bo to naj­bardziej osobisty z jego spektakli. Rodzaj rozliczenia z dotychczasowym dorob­kiem artystycznym, a także życiem oso­bistym — podkreśla Krakowska. — Może Tadeusz Kantor posłużył jej też do rozli­czenia się ze swoim życiem?

Whuciskim domu zakładam spe­cjalne okulary, do ręki biorę dwa pady i wkraczam w wirtu­alną rzeczywistość. Staję na scenie teatru Cricot 2, za mną widownia, przede mną stara, odrapana dwuskrzydłowa szafa. To w niej są schowane przedmioty i postacie ze spektakli Kantora. Za każdym razem, gdy ją otwieram, mogę wyjąć coś lub ko­goś: żołnierza, pannę młodą, krzyż… Mogę je wprawiać w ruch, tworzyć sceny.

— Naszym celem jest pokazanie proce­su twórczego, zagłębienie się w sposób pracy artysty. Chcemy, żeby każdy mógł się poczuć kreatorem i twórcą, mógł skła­dać dzieło z rekwizytów, które znane są ze spektakli Kantora — opowiada Auriea Harvey. Wyciąga iPada i pokazuje archi­walny film znaleziony w Cricotece. — Kan­tor na próbach zachowuje się dokładnie tak jak bohater naszej gry — śmieje się.

W nowojorskim spektaklu The Wooster Group Kantora gra Zbigniew Bzymek. — Kantor znany był z tego, że wkraczał na scenę, po­prawiał aktorów, podpowiadał im kwestie. Zwykle odczytywano to jako rodzaj bez­radności artysty, który nie potrafi zapano­wać nad materią sztuki — mówi Bzymek. — Elisabeth interpretuje to zupełnie ina­czej, Kantor pokazywał w tym swoją siłę, po prostu tłamsił aktorów, odbierał im au­tonomię. Elisabeth robi to samo, tylko inną techniką. Jako aktor grający Kantora mam w uchu słuchawkę, poprzez którą ona cią­gle mi mówi, co mam robić. Staję się ma­rionetką tylko innego rodzaju. Na nasze pierwsze spektakle przyszli ludzie, którzy Kantora pamiętają z La MaMy. Płakali.

„Piękne, ale dlaczego takie smutne” — usłyszała Dorota Krakowska po premie­rze. Przyznaje, że Kantor byłby zachwy­cony — przecież uwielbiał, jak w teatrze ludzie płakali na jego spektaklach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji