Warsztat teatralny
TEATR NARODOWY: Nędza uszczęśliwiona, opera w 2-ch aktach X. Fr. Bohomolca i W. Bogusławskiego z muzyką M. Kamieńskiego (reżyseria Erwina Axera) i Szkoda wąsów, komedioopera w 1-ym akcie L. A. Dmuszewskiego w adaptacji sceniczno-muzycznej L. Schillera (reżyseria Ziemowita Karpińskiego). Dekoracje: Jan Rybkowski.
Wybrać na debiut młodego reżysera Nędzę uszczęśliwioną i na podstawie takiego eksperymentu oceniać jego przyszłe możliwości twórcze — to doprawdy przykre nieporozumienie. Sztuczka X. Bohomolca jest ramotą patriotyczną o znaczeniu wyłącznie zabytkowym; jej „styl teatralny” — sprzed okrągło 160 lat — można dziś wskrzesić jedynie na makiecie muzeum teatrologicznego, nie zaś na scenie, przeznaczonej dla twórczości żywej. Nawet wytrawny reżyser, który by próbował zainteresować dzisiejszego widza błahą dwuaktówką Bohomolca, natknąłby się w samej fakturze utworu ma trudności olbrzymie, na osobliwe dysproporcje estetyczne, niemożliwe do zatarcia.
Fioritury i koloratury muzyki Kamieńskiego, wywodzące się z ducha Mozarta i Glucka, stoją w rażącym kontraście z wierszem Bohomolca, chropowatym i prozaicznym, twardym i prymitywnym; już chyba w czasach Bogusławskiego ta poroniona „kantata” nastręczała wiele kłopotów — wystawiano ją jedynie ze względu na aktualność tendencji, na szlachetność ideologii socjalnej. Żądając od p. Axera, by w reżyserii Nadzy dal próbę smaku i talentu, próbę, której niepowodzenie łatwo było z góry przewidzieć — uczyniono mu krzywdę. Do nie zawinionej klęski debiutanta przyczynił się także surowiec aktorski, jaki mu dano do dyspozycji: z całej obsady tylko pp. Bolko i Szlemińska prezentują jakąś klasę i rutynę sceniczną; wokalnie na odpowiednim poziomie stanęła jedna Szlemińska.
Pomyłkę ciała profesorskiego P. I. S. T., które wcieliło Nędzę do repertuaru „Warsztatu”, wykorzystał poniekąd — oczywiście, mimo woli — p. Karpiński. Powierzona mu do opracowania scenicznego komedioopera Dmuszewskiego jest o lat 40 bezmała młodsza od Nędzy u(nie)szcząśliwionej i dlatego w perspektywie dzisiejszego teatru nie wygląda tak zabytkowo i anachronicznie. W sąsiedztwie poczciwej szmiry Bohomolca — Szkoda wąsów bardzo zyskuje dzięki stylowemu zespoleniu tekstów piosenek, melodyj i dialogów z pewnym czasem i środowiskiem, obyczajowo i kulturalnie zdefiniowanym, a także z czarem ginącej, tracącej już na poły lamusem, staropolszczyzny. Orgon w skórze Erasta i Erast w skórze Orgona nie wypadli zanadto groteskowo, co jest prawdziwą zasługą p. Karpińskiego. Artystyczne jego osiągnięcie wydatnie podśrubowali koledzy-aktorzy: Kamińska, Kempa, Żukowski, Niwińska i Bolko.
P. Jan Rybkowski w roli scenografa kłócił się milczkiem nie tylko z Bohomolcem i Dmuszewskim, ale także z pp. Axerem i Karpińskim. Niedobre było płaskie, jak współczesny pejzaż, okno w Nędzy i portrety w komediooperze Dmuszewskiego, przechylające się zbytnio ku makabrycznej karykaturze. Fotele i kominek, malowane na planszy tak, żeby imitowały rzeczywistość — odsłaniają błąd w samych założeniach scenograficznych. Udane za to były draperie w proscenium, trafnie skalkulowane w kolorze w przewidywaniu czynnika nieobliczalnego światła.