Spiśak: "Kowal Malambo" to dla mnie zagadka
- Zafascynowała mnie ta opowieść o starym kowalu, który miał konszachty ze świętymi i diabłami, ale na koniec zrozumiał, że to wszystko na nic, bo i tak życie jest nic niewarte - o przygotowaniach do premiery "Kowala Malambo" w warszawskim Laboratorium Dramatu mówi reżyser ONDREJ SPISAK.
W warszawskim Laboratorium Dramatu premiera inna niż zwykle. Na afisz trafia "Kowal Malambo" szefa Laboratorium Tadeusza Słobodzianka. Reżyseruje zaprawiony w bojach z jego sztukami Słowak Ondrej Spiśak.
Agnieszka Michalak: W 2002 roku w gdańskim Teatrze Wybrzeże "Sen pluskwy, czyli towarzysz Chrystus", rok później - "Merlin. Inna historia" w Narodowym, potem w Teatro Tatro w Nitrze słowacka wersja "Proroka llji". Dlaczego znów sięgnął pan po sztukę Słobodzianka?
Ondrej Spiśak: Zafascynowała mnie ta opowieść o starym kowalu, który miał konszachty ze świętymi i diabłami, ale na koniec zrozumiał, że to wszystko na nic, bo i tak życie jest nic niewarte. Po pierwszym przeczytaniu trudno wyobrazić sobie tę sztukę na scenie. Dla mnie "Kowal Malambo" jest zagadką. I pewnie po premierze wciąż nią pozostanie.
Przygotowania do premiery były nietypowe. Z autorem i aktorami na półtora miesiąca zamknęliście się przed światem nad jeziorem Wigry...
No tak, praca nad jeziorem bardzo różni się od tej w teatrze. Pozwala na większą
koncentrację. W Warszawie trzeba się trzymać godzin prób, po nich każdy wraca do rodzin i własnego życia Nad Wigrami byliśmy wolni od codziennych obowiązków. Spędzaliśmy ze sobą 24 godziny na dobę. Te dni były gęste od rozmów o "Kowalu...", każdy miał coś do powiedzenia na temat sztuki i przedstawienia. Wieczorami oglądaliśmy filmy, a potem... tańczyliśmy. Było naprawdę miło. Doskonale się pracowało w takich warunkach.
Warsztaty nad Wigrami, które prowadzi Słobodzianek, polegają na ciągłej pracy nad tekstami, przystosowywaniu ich do potrzeb sceny. Podobnie było z "Kowalem Malambo"?
Idea warsztatów Słobodzianka jest właśnie taka, ale ja i moi aktorzy w nich nie uczestniczyliśmy. Pracowaliśmy nad tym, by sztuce nadać sceniczny kształt i doprowadzić do premiery w Laboratorium Dramatu. Nie chodziło zatem o dyskusje z autorem o tym, co jest w tej sztuce dobre, a co złe. Zmiany były, ale minimalne.
Zresztą Tadeusz Słobodzianek tyle razy już udoskonalał "Kowala...", że dramat jest gotowy.
Pańska ulubiona sztuka Słobodzianka to...
"Prorok Ilja", którego gramy w słowackim Teatro Tatro. Już kilkakrotnie byliśmy z tym spektaklem w Polsce Ostatni raz - tydzień temu w Warszawie.
Nie pierwszy raz pracuje pan z polskimi aktorami...
To prawdziwi zawodowcy. Polska szkoła aktorska łączy profesjonalizm z prawdziwymi emocjami.