Mała „Halka”
No i mamy w Warszawie nowy teatr. Zewnętrznie nieduży, ale przecież ogromny. Warszawska Opera Kameralna działa już od 25 lat, lecz dopiero w połowie października 1986 roku mogła zaprosić publiczność do własnego gmachu. Przedtem artyści występowali na różnych wynajętych scenkach i estradach krajowych i zagranicznych. Złośliwi twierdzili wprawdzie, że taka „bezdomność” bardzo na rękę była dyrektorowi Stefanowi Sutkowskiemu i dlatego nie przyjmował on propozycji osiedlenia się, aby częściej występować poza krajem. Teraz argument „życzliwych” umarł śmiercią naturalną, opera ma siedzibę — cacko wypieszczone od wewnątrz i z zewnątrz, małą świątynię wielkiej sztuki.
Wykończenie budynku dokonane jest ze smakiem godzącym klasycystyczną architekturę z wymogami współczesnego człowieka. Drewniane boazerie, złocone świeczniki, mosiężne klamki i barierki, pobielane ściany. W foyer — wystawa awangardowych grafik Janiny Kraupe na tematy muzyczne — indywidualne wizje plastyczne znanych utworów, od Bacha do Penderckiego, w ubikacji czysto przyjemnie i… papier toaletowy klasy „lux”. Słowem — Europa, a nie żadne tam przedmurze.
Na inaugurację sceny przygotowano cykl premier z narodową operą polską Halką Stanisława Moniuszki na czele. Zgodnie z rozmiarami i nazwą teatru wybrano małą, dwuaktową i kameralną wersję tego dzieła. Przy czym wcale nie jest to jakaś “skrócona” odmiana opery, a wręcz przeciwnie, wersja pierwotna oddająca doskonale cechy muzycznego stylu Moniuszki i jego wielkiego talentu dramaturgicznego. Nie ma tu wprawdzie dopisanych później arii Szumią jodły na gór szczycie i Gdyby rannym słonkiem — nie ma Mazura i Tańców góralskich, widać natomiast z bliska, w jaki sposób panicz z wyższych sfer nabiera naiwną, wiejską dziewczynę.
O realizacji wersji wileńskiej Halki z 1848 roku można mówić wyłącznie w superlatywach. Reżyseria spektaklu przeprowadzona w sposób przejrzysty przez Kazimierza Dejmka pozwalała wniknąć w psychologiczną warstwę konfliktu. Scenografia Jana Polewki była skromna i nawet surowa, co w naturalny sposób wspierało oddziaływanie dramatu. Kierownictwo muzyczne Rubena Silvy imponowało blaskiem i precyzją. Tak biegle wykonanej Uwertury nie powstydziłby się sam Neville Marriner, gdyby oczywiście gustował w Moniuszkowskich partyturach. Orkiestra mimo iż umieszczona w głębokim kanale brzmiała znakomicie, a dyrygent, choć ponad rampę ledwie wystawała jego czupryna, doskonale panował nad całym przedstawieniem. Świetnie brzmiał chór złożony zaledwie z kilku osób przygotowany przez prof. Józefa Boka. Także wykonawcy głównych ról byli dobrzy wokalnie i słyszalni w każdym miejscu widowni. Natomiast prawdziwą rewelacją muzyczną i aktorską okazała się odtwórczyni roli Halki Danuta Berholak. Ta młoda śpiewaczka jest dziś prawdziwą gwiazdą polskiej opery. Mocno i swobodnie operuję głosem, jest naturalna w każdym ruchu i geście, i autentycznie ładna, kiedy tak patrzy swymi wielkimi szeroko otwartymi oczyma. Właściwie dopiero w kameralnym wykonaniu dwuaktowej wersji Halki zrozumiałe stają się niektóre kwestie wypowiadane przez oszalałą, z bólu i zazdrości góralkę a Danuta Bernolak, potrafiła im nadać rys Indywidualny, przejmujący każdego do głębi. W zestawieniu z Halką pozostałe postacie opery właściwie tylko asystują w tym dramacie, tworzą tła dla wielkiej kreacji. Rzecz to w Warszawskiej Operze Kameralnej raczej nowa, gdyż zespół i charakteryzuje się tym, iż śpiewa więcej niż poprawnie, jest wyrównany w swym poziomie, ale właściwie nie zawiera wybitnych indywidualności scenicznych czy też wokalnych.
Równowaga stołecznego życia muzycznego została skutecznie zachwiana; do akcji wkroczył drugi zawodowy zespół operowy, jeszcze nie ostrzelany przez znającą się na rzeczy warszawską publiczność i będącą na jej usługach krytykę. Jaki będzie rezultat notowań po pierwszej rundzie tzn. po roku działalności nowej sceny? To zależy od metod, które wykorzystywane są w codziennym życiu artystycznym. Czy przeważy nurt współpracy wsparty zdrową konkurencją, czy też walki podjazdowe, wyrywanie sobie artystów i zorganizowanych grup publiczności. W każdym razie widzowie i słuchacze pierwszego, premierowego przedstawienia malej Halki na małej scenie — głównie pracownicy ambasad i przedstawicielstw dyplomatycznych — byli ze spektaklu Warszawskiej Opery Kameralnej wyraźnie zadowoleni.