Beata Ścibakówna o filmie "Bohemian Rhapsody", polskich serialach i spektaklu "Kilka dziewczyn"
Aktorka Beata Ścibakówna w cyklu "Kulturalnie poleca" opowiada o tym co czyta, czego słucha, co ogląda i zaprasza na spektakl "Kilka dziewczyn" w Teatrze Narodowym.
Dużo czytam, najwięcej na wakacjach. Wyjątkiem jest miesiąc przed premierą, kiedy nie jestem się w stanie skupić na niczym innym poza scenariuszem, który na okrągło studiuję. A teraz jest właśnie taki czas - w sobotę w Teatrze Narodowym odbędzie się premiera sztuki "Kilka dziewczyn" Neila LaBute'a w reżyserii Bożeny Suchockiej, w której gram rolę Lindsay.
Ostatnio największe wrażenie zrobiła na mnie "Rudowłosa" noblisty Orhana Pamuka. Najważniejsze są tu relacje, ojciec - syn, czeladnik - mistrz z zakazaną miłością w tle. Niedawno przeczytałam też nagrodzonego Pulitzerem w 2014 roku "Szczygła" Donny Tartt. Jest to opowieść o fascynujących dziełach sztuki, przybliżająca historię sztuki, okraszona wątkiem kryminalnym i rozgrywająca się w różnych miejscach na świecie. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie, zapewne jak na każdym, kto czytał, "Łaskawe" Jonathana Littella.
Jestem fanką Szczepana Twardocha i po premierze czeka na mnie jego "Królestwo", a także "Zagram ci to kiedyś" - wywiad rzeka ze Stanisławem Radwanem przeprowadzony przez Jerzego Illga.
Z kinem i telewizją staram się być na bieżąco. Genialny jest ostatni sezon "House of Cards" z Robin Wright jako Claire Underwood i Diane Lane jako Annette Shepherd. Obie są dla mnie inspiracją do mojej nowej roli w "Kilku dziewczynach".
Ostatnio byłam z córką w kinie na "Bohemian Rhapsody" i teraz od tygodnia nie słuchamy nic innego poza Queen. W latach 80. byłam ich ogromną fanką.
Chcę wiedzieć, co się dzieje w polskim filmie i kinie - obowiązkowo obejrzałam "Kler", "7 uczuć", "53 wojny" - a także w serialach, bo umówmy się, większość z nas, aktorów, w nich gra. Podobają mi się "Drogi wolności", nowa produkcja TVP 1, fabuła oparta na tle historycznym. Wciąż negatywnie zaskakuje mnie jednak brak kobiet albo traktowanie ich jako dodatku w niektórych produkcjach, np. w "Nielegalnych" i "Ślepnąc od świateł". Różnie się mówi o serialach TVN, ale trzeba przyznać, że jest w nich miejsce dla kobiet i mamy co grać w "Diagnozie", "Pułapce" czy "Pod powierzchnią".
Chciałabym też zaprosić na sztukę "Kilka dziewczyn" w Teatrze Narodowym. To opowieść o spotkaniach mężczyzny z kobietami z jego przeszłości. Co z tych spotkań wyniknie, dowiemy się na sobotniej premierze na scenie studio. W roli bezimiennego Mężczyzny występuje Grzegorz Małecki. Zapraszam serdecznie!