Artykuły

Gliński cofa się pierwszy raz. Stary Teatr w rękach aktorów

Minister kultury Piotr Gliński spełnił warunki aktorów ze Starego Teatru i zgodził się na usunięcie dyrektora ds. artystycznych Jana Polewki.

Dlaczego Piotr Gliński zrobił krok do tyłu? Dotąd się nie cofał, był zdeterminowany jak maratończyk i twardy jak bokser.

Podstawowym celem politycznym wicepremiera, jeśli chodzi o Stary Teatr, było usunięcie Jana Klaty. Gliński niespecjalnie ukrywał, że to żądanie jego betonowego elektoratu, środowisk skrajnej prawicy. Ich propagandyści przez prawie cztery lata — od Marszu Niepodległości w 2013 r. i zadymy na widowni w Starym — dorabiali Klacie gębę skrajnego lewaka. Dla nich nie było ważne, jaki będzie teatr; ważne, by nie było Klaty jako symbolu, jako wroga.

Z perspektywy Glińskiego to ustępstwo jest teoretycznie niewielkie — przecież niespodziewanie wybrany przez ministerstwo w konkursie dyrektor Marek Mikos zostaje, odchodzi jedynie jego zastępca. Państwowe instytucje kultury mają często wielu wicedyrektorów, prawie nikt nie zna ich nazwisk i nie poświęca uwagi roszadom na tych stanowiskach.

Jednak w teatrze wicedyrektor ds. artystycznych to ktoś więcej niż tylko kolejny zastępca. To on układa repertuar. Tu dochodzimy do drugiej doniosłej — obok kroku wstecz Glińskiego — zmiany. Następcy Polewki bowiem nie będzie, zastąpi go Rada Artystyczna złożona z aktorów Starego i wspierana przez reżyserów. 

To oznacza, że teatrem zarządzać będą pracujący w nim artyści o mocnych osobowościach (wśród nich: Anna Dymna, Roman Gancarczyk, Dorota Segda). A to przecież nie Komuna Warszawa czy inny teatr niezależny, ale duża, szacowna, narodowa scena z wielkimi tradycjami, na którą zwrócone są oczy całego środowiska i miłośników teatru w Polsce.

To będzie eksperyment tyleż ciekawy, ile ryzykowny. Gildia Polskich Reżyserek i Reżyserów Teatralnych kierowana przez Pawła Miśkiewicza — konkursowego oponenta Klaty, Mikosa i Polewki — może uznać zmianę w Starym za sukces. I choć komunikat Starego mówi: „W nowym sezonie za kształt artystyczny odpowiedzialny będzie dyrektor Marek Mikos wraz z Radą Artystyczną", to tajemnicą poliszynela jest, że warunkiem kompromisu było niewtrącanie się Mikosa w decyzje artystyczne.

Bilans pierwszego roku Mikosa jest katastrofalny. O tym, że konkursy dyrektorskie stają się farsą, mówiło się w środowisku od dawna. Program zgłoszony przez Mikosa to nie pierwszy dokument tego typu nazywany „spisem pobożnych życzeń" czy „ulotką wyborczą". Jednak Mikos pobił w Starym wszelkie rekordy. Nie zrealizował ani jednej z ośmiu sztuk zapowiadanych na pierwszy sezon. Nie pracował z ani jednym reżyserem z listy 32, których zaproszenie do współpracy deklarował. A co do tego, że Stary Teatr przeżywa upadek artystyczny, zgadzają się krytycy niezależnie od światopoglądu.


Mikos nie spełnił też obietnic menedżerskich. Miał przeistoczyć Stary w teatralny kombinat. Zarzucał poprzednikom m.in. to, że nie wykorzystują dostępnych przestrzeni każdego dnia. Tymczasem Stary Mikosa na wszystkich trzech scenach jednocześnie zagrał w dokładnie tyle samo dni co w ostatnim sezonie Klaty — 10. Frekwencja spadła. Udało się tylko podnieść ceny biletów. Za te „sukcesy" Gliński wynagrodził Stary Teatr Mikosa zwiększeniem dotacji.

Co dalej? Z resortu dochodzą sygnały, że może dojść do twardszego resetu — wymiany dyrektora naczelnego. Mikos, były dziennikarz „Wyborczej" i dyrektor TVP Kielce za poprzednich rządów, nie jest człowiekiem z obozu PiS, lecz osobą, która znalazła się w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie oraz podjęła niewłaściwe wybory.

Jeśli nowa formuła się nie sprawdzi, Staremu nadal grozi chaos. Pojawiło się jednak światełko w tunelu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji