Wieczory z XI muzą
"Zdobyty horyzont", widowisko opracowane przez Lidię Zamkow na podstawie powieści Gustawa Morcinka: "Mat Kurt Kraus", miał być poetycką opowieścią o pamiętnych i trudnych latach powstań śląskich i plebiscytu. Założeniem powieści było ukazanie tych wielkich spraw przez pryzmat losów jednego z ich uczestników, co można by w syntetycznym skrócie określić jako: "Kurta Krausa droga ku Polsce". O tym mówi powieść i to chyba powinno być ukazane w telewidowisku, mającym upamiętnić dzieje i wielkość wspaniałego ludowego zrywu polskości, jakim były śląskie powstania. Niestety, adaptatora i reżysera poniosła nie tyle fantazja emocjonalna czy historyczna, ile teatralna. Jak nam sugeruje "Radio i Telewizja" (nr 18, z dn. 1.5. br.) Lidia Zamków "ramy powieści rozszerzyła przez sięgnięcie do tekstów poetyckich... i dokumentów historycznych". W dalszym ciągu czytamy: "Zdobyty horyzont" operuje bogatymi, różnorodnymi środkami wyrazu pełnymi ekspresji i siły. Jest poetycką opowieścią stworzoną "Naszemu Śląskowi k'podziwieniu" zgodnie ze słowami znajdującej się na początku widowiska pieśni".
Niestety "Odzyskany horyzont" był wszystkim: popisem epickich ciągot reżysera z brechtowskimi songami ilustrującymi wydarzenia, serią realistycznych obrazków przerywaną co chwila impresjami symbolicznymi w typie "Marsylianki" Rude'a - jednym słowem, wszystkim, tylko nie "poetycką opowieścią stworzoną naszemu Śląspowi k'podziwieniu". Powód: po prostu, patetyczna symbolika widowiskowa nie przystaje do szorstkiego, surowego w wyrazie, ale przecież rozświetlonego od wnętrza płomienną potrzebą serca, olbrzymim ładunkiem żarliwości i wiary w słuszność sprawy - zrywu polskiego patriotyzmu, jakim były śląskie powstania. Tego żaru zabrakło w aktorskim geście, nie było go w wygłaszanych tyradach i wierszach, przepadł ze szczętem w kunsztownych, scenicznie budowanych obrazach, których treścią był przecież bunt i krzywda. Były i grubsze potknięcia, jak nie wiadomo czemu służące przesuwania naiwnych atrapek parowozów po mapie plastycznej rękami ludzkimi, co miało prawdopodobnie organizować przestrzeń i czas. Zagubiono doszczętnie koloryt lokalny wydarzeń.
Z krakowskich wykonawców tego śląskiego spektaklu wybił się niewątpliwie Leszek Herdegen w roli tytułowej. Ale co z tego? Scenografia Wiesława Langego, opracowanie muzyczne Wojciecha Ziętarskiego.
7 maja ujrzeliśmy program rozrywkowy z cyklu "Przy sobocie po robocie" dedykowały hutnikom w dniu ich święta. Reżyserował Czesław Szpakowicz, który też był współautorem scenariusza, z Jerzym Piskorem, oraz opracował scenografię tej audycji. Kierownictwo muzyczne Janusza Mentla. W audycji tej ujrzeliśmy m. in. Marię Malicką i Kazimierza Krukowskiego (w jury), nie ujrzeliśmy natomiast Andrzeja Wydrzyńskiego, którego debrze znamy i za którego podstawiono z bliżej nieznanych przyczyn zupełnie inną osobę. Natomiast innego pisarza, Jana Brzozę obejrzeliśmy tym razem w autentycznej postaci, w audycji zatytułowanej "Majowe święto kultury". Tym razem Brzoza wystąpił z dowcipnymi wspomnieniami o pierwszych obchodach Dni Kultury na Śląsku.
Poza tym na antenie TV w ostatnich dniach wszechwładnie panuje sport. Oczywiście - sprawozdania z przebiegu XIX Wyścigu Pokoju i, ostatnio z finału rozgrywek o Puchar Klubowych Mistrzów Europy w piłce nożnej. Znacznie więcej emocji, niż w audycjach artystycznych. Ale liczymy na to, że w przyszłości szanse się znowu wyrównają.