Gdyński świr
"Dzień świra" w reż. Tomasza Mana w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Sławomir Krystkiewicz w Ozonie.
"Dzień świra" to tragikomedia, opowieść o współczesnym inteligencie po czterdziestce, któremu jednak daleko do etosu polskiego inteligenta. Adam Miauczyński, nauczyciel polskiego i rozwodnik, jest przytłoczony paradoksami życia w naszym kraju, czuje się permanentnie niedoceniony (najbardziej odbierając pensję w szkole). Rozpaczliwie szuka celu w swoim zwyczajnym życiu, wyzwania, które nadałoby mu sens.
Tomasz Man, reżyser gdyńskiego przedstawienia, postawił na ascezę. Na scenie jest tylko stołek barowy i przesuwany parawan. Bogdanowi Smagackiemu, który wciela się w Miauczyńskiego, towarzyszą na scenie tylko Beata Buczek-Żarnecka i Piotr Michalski, grający po kilkanaście ról drugoplanowych. Wszystkie te zabiegi pozwalają w pełni wybrzmieć mocnemu, granemu w ostrym tempie tekstowi. Mało kto wie, że "Dzień świra", film Marka Koterskiego, który w 2002 roku wygrał festiwal w Gdyni, powstał na podstawie dramatu samego reżysera, opublikowanego dwa lata wcześniej w "Dialogu". Mimo sukcesu filmu i przymiarek kilku teatrów tekst ten musiał czekać aż sześć lat na sceniczną prapremierę. Gdyński "Świr" nie jest z pewnością widowiskiem wybitnym, trudno doszukać się w tym spektaklu wielkiej metafory czy głębokiej prawdy o naturze ludzkiej. Jednak jest to zabawna komedia i jednocześnie gorzka historia człowieka, który - po części na własne życzenie - przegrał życie.