Artykuły

Z „Czarną maską” w Pradze i Brnie (3)

Praski Ośrodek Kultury Polskiej ma znakomity adres — u zbiegu Vaclavskich Namesti i ul. Żindżiskiej — w samym sercu stolicy! Ma jednak także — co znacznie ważniejsze — dobrą opinię u prażan. Zarówno u tych, któ­rzy ustawiają się co tydzień w gigantycznej kolejce po pi­sma ilustrowane, zwłaszcza z programem telewizyjnym (powszechnie odbiera się tutaj nasz program II), jak i u publiczności bardziej wyrafinowanej w odbiorze polskiej sztuki.

Wystawa i konferencja

Następnego dnia po przed­stawieniu Czarnej maski w samo południe uczestniczymy w otwarciu wystawy rękopi­sów partytur Krzysztofa Pen­dereckiego. Parterowy salon i przyległy hall z trudem mie­szczą gości: kompozytorów, krytyków i melomanów. Ran­gę wernisażu podnosi oczy­wiście główny bohater. Pań­stwo Pendereccy są witani przez oficjeli polskich i czes­kich, ale również przez wielu miejscowych przyjaciół, którzy przyszli obejrzeć tę osobliwą wystawę. Zgromadzono na niej kilka­naście różnego formatu kart papieru nutowego, zapełnione­go znakami, możliwymi do odczytania tylko przez muzy­ków. Ale karty te — rękopisy znanych utworów mistrza, są jednocześnie wielobarwnymi grafikami, samoistnymi dzieł­kami sztuki, które ogląda się także z zainteresowaniem. Ta szczególna spójnia funkcji i formy partytur Pendereckie­go wypływa poniekąd stąd, iż nim twórca Czarnej mas­ki oddał się bez reszty mu­zyce, wśród swoich niezliczo­nych zainteresowań pasjonował się rysunkiem i malarstwem, chciał bowiem zostać plasty­kiem.

Na konferencji prasowej, któ­ra po otwarciu wystawy od­była się na piętrze Ośrodka, pytano kompozytora o dzie­siątki spraw wokół jego twór­czości. W tym oczywiście o ostatnią operę. Zwierzył się m. in. że gdy w lutym br. postanowił zadyrygować w Paryżu koncertowym wykonaniem Maski, przekonał się dopiero, jak trudny stworzył utwór. „To była dotąd jedy­na moja partytura której mu­siałem się dopiero uczyć” — powiedział. „Współczuję dy­rygentom w tym przede wszy­stkim obecnemu tutaj dyr. Dondajewskiemu, który mo­że uzupełnić moją wypo­wiedź…”.

150 rozpędzonych koni

I tak się stało. Szef Teatru Wielkiego podzielił się wie­loma uwagami na temat pro­cesu przygotowania i problemów wykonawczych tego wiel­kiego scherza, owych „150 rozpędzonych koni, nad którymi trzeba cały czas pano­wać”. Mówił o zawiłościach partii orkiestrowej, jak i po­szczególnych solistów, zwła­szcza Benigny, która ma do zaśpiewania blisko 20-minutowy monolog, niezwykle skom­plikowany, wymagający od śpiewaczki niebywałej odpor­ności psychicznej i umiejęt­ności sztuki wokalnej. Ale są w tej operze także ogromnie trudne i liczne sceny zespo­łowe. Dyrygent zatem musi stworzyć śpiewakom poczucie spokoju, możliwości uratowa­nia ich w ewentualnej sytu­acji krytycznej. Stąd każde przedstawienie poprzedza cykl prób. Ale też każde kolejne wykonanie Maski przynosi wszystkim olbrzymią radość.

Kłopotliwe pytanie

Oczywiście zaraz padło pytanie — która realizacja przy­niosła kompozytorowi najwię­kszą satysfakcję. Obawiałem się tego pytania — powiedział K. Penderecki. Odpowiedź by­ła jednak dyplomatyczna. Mo­żna ją streścić w słowach: wszystkie są bardzo różne, lecz w odbiorze ich nie ma różnicy. Zarówno na wscho­dzie jak i na zachodzie. Istnie­je kwestia języka. Opera — jak wiemy — powstała na za­mówienie Festiwalu w Salz­burgu i do tekstu niemieckiego pisarza Hauptmanna, zatem oryginał libretta jest też nie­miecki.

Penderecki jest z zasady przeciwny tłumaczeniu oper. Przekład Maski na język potoki zmiękczył frazę i zmienił brzmienie utworu. „Ja się identyfikuję z orygi­nalnym brzmieniem języka, w którym piszę — stwierdził kompozytor i nie mogę przy­zwyczaić się do jakiegokolwiek tłumaczenia. Dotyczy to tak­że angielskiego przekładu, mi­mo, iż język ten jest bliski niemieckiemu. Utwór też bardzo dużo stracił. Byłem więc przeciwny tłumaczeniu na pol­ski, ale dyrektor warszawskie­go Teatru Wielkiego postano­wił zrobić inne przedstawienie od poznańskiego. Momentami też inne interpretacyjnie z czym nie bardzo mogę się zgo­dzić…”.

Szef naszego Teatru miał okazję odpowiedzieć jeszcze na kilka innych pytań, wykracza­jących poza Maskę, poczem przerywając omal w pół sło­wa ciekawe rozmowy kulua­rowe w trakcie pokonferencyjnego cocktailu, musieliśmy pędzić do czekających już na pobliskiej ulicy autokarów i co prędzej ruszać w drogę do Brna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji