Artykuły

Dla dorosłych i dla dzieci

Dla dorosłych był wieczór bale­towy, a w nim: Stefana Kisie­lewskiego System dra Smoły i prof. Pierza, Trzy kawałki do mu­zyki Grażyny Bacewicz oraz Mo­niuszki, i Münchheimera Figle Sza­tana.

Zdziwiłem się wyczytawszy w pro­gramie, jak wiele choreografii inspi­rowała twórczość literacka i poetyc­ka Edgara Allana Poe. Były bowiem libretta baletowe osnute na Kruku, Dzwonach, Masce Czerwonego Moru, Annabelli, Zagładzie domu Usherów i nawet balet „biograficzny” o Poe’em. Jak wiadomo, libreciści często w sposób dość bezpardonowy poczy­nają sobie z literackimi świętościami. Często, a przynajmniej w tych wszystkich przypadkach, w których treścią baletu jest konkretne dzieło literackie. Nie razi to tylko wtedy, kiedy kanwę choreografii stanowi i archetyp na tyle uniwersalny, by nie mierziły nas uproszczenia. No, choćby Romeo i Julia.

Nie podoba mi się balet Kisielew­skiego. Od pomysłu i wyboru noweli poczynając, a na muzyce kończąc. Kryterium, które stosuję jest proste: jeśli balet trawestuje tekst literacki, o konkretnej akcji i intrydze — to mam rozumieć o co chodzi bez ksią­żeczki programowej. Witold Gruca przekładając to dziełko na język współczesnej choreografii też — jak się zdaje — nie bardzo wiedział, co z nim począć. I cóż z tego, że wy­konawcy tańczą znakomicie, kiedy nie bardzo wiadomo — co tańczą.

Główną atrakcję wieczoru stano­wiły Three pieces Hansa van Manena. Tu libretta na dobrą sprawę nie ma. Jest coś zamiast libretta. Ciąg abstrakcyjnych, wypływających z ducha świetnej muzyki, choreog­raficznych sekwencji. Obrazują one w zmiennej, zaskakującej, wielowar­stwowej formie emocjonalne inter­akcje postaci. Tworzy się z tego lo­giczny i estetyczny język tej choreografii, który choć umieszczony w abstrakcyjnej, odartej z fabular­nych znaczeń przestrzeni jest bardzo indywidualny i od razu możliwy do identyfikacji we wszystkich pracach van Manena. Kilkunastu tancerzy, którym powierzono Trzy kawałki zasługuje na aplauz za perfekcję i czystość ruchu. Za doskonałe wy­czucie klimatu tej choreografii, w której tancerz stanowi estetyczny automat do „ruszania się” i jedno­cześnie element skomplikowanej plastyki ruchu. Partie solowe wy­konują w Trzech kawałkach Mał­gorzata Falkowska, Łukasz Gruziel, Anna Białecka, Arkadiusz Stępień i Jerzy Kosjanik.

Figle Szatana do muzyki Stanisła­wa Moniuszki, Adama Münchheimera i Rafała Augustyna, który opra­cował partyturę na użytek prapre­miery to miłe przypomnienie błachych [sic! – red. ETP] sztuczydełek, którymi wato­wano w Warszawie dziewiętnasto­wieczny repertuar. Mówimy tu o opracowaniu Rafała Augustyna, ale w istocie dokomponował on około 1/3 tej muzyki i zinstrumentował wszystkie fragmenty, które wyszły, spod pióra Moniuszki. W rezultacie muzyka jest bardzo dobra, z moty­wami, które z przyjemnością nuci się po wyjściu z teatru. Nie wiem tylko z jakiego powodu orkiestra, która wykonała przed przerwą Mu­zykę na smyczki, trąbki i perkusję Bacewiczówny na dobrym, filharmonicznym poziomie Figle Szatana (partyturę o wiele prostszą) grała, jak to się mówi fachowo „po są­siadach”, czyli nieczysto, brzydkim dźwiękiem i nierówno. Figle Szata­na?

Janina Pudełek, autorka nowej wersji libretta (w ubiegłowiecznym wydaniu balecisko miało 4 akty) uprościła skomplikowaną szatańską intrygę do jednoaktówki strawnej współcześnie umieszczając akcję w… Teatrze Wielkim, na dorocznej, tra­dycyjnej maskaradzie. Pomysł świetny, choć ontologicznie podej­rzany, bo mało że „teatr w teatrze”, to jeszcze „Wielki” w „Wielkim”. Jakoż i pojawia się fronton naszej, reprezentacyjnej instytucji artystycznej wymalowany jak żywy. Wydało mi się przez chwilę, iż z okna swego gabinetu na pierwszym piętrze wyjrzy dyrektor Satanowski i pomacha nam ręką. Witold Gruca otrzymawszy zwarty muzycznie i bezpretensjonalny w swej konwencjonalności materiał zrealizował go dowcipnie, barwnie z rozmachem i polotem, a jednocześnie stylowo (jeśli stylem nazwać można landszafcik z epoki triumfów Taglionich). W partii demonicznej Schinilii znakomicie spisała się Anna Białec­ka i ją to, wraz z tańczącym Wo­dzireja Jerzym Kosjanikiem nagro­dzono najgłośniejszymi brawami.

Dla dzieci mamy w Teatrze Wiel­kim Czerwonego Kapturka. I do­brze! Bo im więcej w repertuarach teatrów muzycznych poświęcamy miejsca dzieciom, z tym muzykalniejszą młodzieżą wejdziemy w wiek XXI.

Muzyka tej mrożącej krew w ży­łach opowieści wyszła spod pióra Jadwigi Szajny-Lewandowskiej. Po­dobnie libretto. Choć nie bardzo ro­zumiem powody pisania nowego lib­retta, bo to Charlesa Perraulta do baśni o Czerwonym Kapturku jest gotowe. Ale dlaczego przeinacza się sens moralny baśni zszywając na powrót rozprutego, już zda się na dobre wilka. Czyżby autorka nie chciała, by, broń Boże, dzieci mar­twiły się również o podłego, zdradliwego zwierza? Efekt moralny może być odwrotny do zamierzeń, bowiem dzieci są niewiarygodnie logiczne i konsekwentne w wyobrażeniach. Wykoncypują sobie, iż można spo­kojnie pożerać Kapturki wraz z Babciami, bo jedyną tego konsek­wencją jest obróżka z kokardką i rola domowego pudla. Toż ten udo­mowiony wilk na smyczy ze wstążki wtroi Czerwonego Kapturka i parę koleżanek przy pierwszej okazji. Tylko tym razem nie da się nakryć myśliwemu! Może miał być podtekst polityczny? W rezultacie baśń się nie kończy. Jak ma się kończyć, jeśli okastrowano jej schemat moralny i logiczny?

O muzyce do baletu, z pewnością da się powiedzieć jedno — nie jest to Piotruś i Wilk Strawińskiego [autorem Piotrusia i Wilka jest Sergiusz Prokofiew — red. ETP]. Do muzyki tej bowiem da się zatańczyć każdą baśń, łącznie z czterotomo­wym wydaniem Baśni Narodów Związku Radzieckiego. Natomiast do Piotrusia i Wilka da się zatańczyć tylko Piotrusia i Wilka. Rzecz całą ratuje wyśmienita choreografia Zofii Rudnickiej i wspaniałe kostiumy Tatiany Kwiatkowskiej: wszystkie pomysłowe mrówki, baranki, jeże, dzięcioły i wiewiórki. Tańczą dzieci dla dzieci. Jedne lepiej, drugie jesz­cze lepiej, ale wszyscy mali tancerze bardzo się starają i są w uroczy spo­sób odpowiednio przejęci. A bile­tów pono już nie ma na wiele ty­godni naprzód. I dobrze.


System dra Smoły i prof. Pierza, insc. i choreografia Witold Gruca, kier, muz. Bogdan Olędzki

Three pieces, chor. Hans van Manen, scen. Jan van der Wal, kier. muz. Bogdan Olędzki.

Figle Szatana, insc. i chor. Witold Gruca, scen. Małgorzata Treutler, kier, muz. Bogdan Hoffman, premiera 27 maja 1988.

Czerwony Kapturek chor. Zofia Rudnicka, scen. Tatiana Kwiatkowska, kier, muz. Tadeusz Wicherek. Tańczą uczniowie Państwowej Szkoły Baletowej w Warszawie. Prapremiera 1 czerwca 1988.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji