Artykuły

Operowe przyjemności

Maj przeszedł nam ra­czej pod znakiem opery, inaczej nieco niż poprzednie mie­siące. I chociaż naj­piękniejszym chyba muzycznym ewenementem w radio było odtwo­rzone w dniu 16 V przez Jana Webeta nagranie beethovenowskiego koncertu G-dur z Rubinsteinem i Krenzem, który wykonany był jesz­cze w 1960 roku (elektryczna magia tego niecodziennego wykonania nawet po latach powoduje, że świat staje się piękniejszy), to przecież za­raz potem obejrzeliśmy w TV wy­jątkowo udany koncert wagnerow­ski. Hanna Lisowska, czołowy, jeśli nie jedyny polski sopran wagnerow­ski błysnęła formą (Elżbieta, Senta, Izolda!). Antonii Wicherek prowadził orkiestrę z bezbłędnie kontrolowa­nym temperamentem (świetne cwa­łowanie Walkirii!). Tu możemy do­dać, że p. Lisowska parę miesięcy temu znów zwróciła uwagę całej eu­ropejskiej prasy fachowej wspania­łym występem w berlińskiej premie­rze "Euryanthe" Webera, na którą do Berlina zjechali się wszyscy, bowiem było to uroczyste otwarcie tamtejszej operowej sceny po dłuż­szej renowacyjnej przerwie.

Cieszy nas jeśli o polskich arty­stach głośno na świecie. Pod koniec miesiąca pokazano w TV "Don Pasquale" Donizettiego, przy czym, zgodnie z przyjętą zasadą, znowu przekonywano publiczność, że po­ziom włoskiej prowincji równa się najwyższej klasie światowej. Wcale nie uważamy, że było to marne przedstawienie, skądże znowu, ale pewna różnica mimo wszystko ist­nieje.

W filharmonii kilka udanych i godnych uwagi wykonań: V Symfonia Prokofiewa pod dyrekcją Kor­da, VIII Beethovena i VIII Dvoraka pod dyrekcją Strugały. Wiele po­chwał zebrała Kaja Danczowska za koncert na skrzypce Szymanowskie­go, zgodnie przemilczano natomiast występ młodej wiolinistki z Austrii, która wykonała koncert Brahmsa w skarykaturyzowanej manierze Ruggiero Ricciego, co pasowało ni­czym pięść do nosa. W sali kame­ralnej Lanier Trio z USA (może nie światowe sławy ale przyzwoici i rzetelni muzycy) wykonali dwa Tria Mozarta. Trio "Dumki" Dvoraka oraz utwór naszego Andrzeja Dut­kiewicza na taśmę i trio, o którym sam twórca tak napisał w progra­mie: "muzyka zamyślenia i kontem­placji. Muzyka marzeń. Marzeń o Zosi.." Dobre sobie! Z głośników roz­legały się między innymi jakieś zwie­rzęce ryki i pochrząkiwania, a tak­że odgłosy strzelaniny.

Warszawska Opera Kameralna wznowiła przedstawienie, które niegdyś bardzo się nam podobało, a mianowicie "Il Singor Bruschino" Rossiniego. Przed blisko ośmiu laty przygotował je Jacek Kasprzyk, zo­stało zresztą nagrane na płyty, które właśnie teraz są w sprzedaży. By­liśmy ciekawi czy upływ czasu nie zepsuł przedstawienia i czy nie wpłynął na głosy śpiewaków (kilka lat to czasami dla głosu bardzo wie­le). Miło nam było stwierdzić, że wszystko jest w porządku. Przedsta­wienie toczy się sprawnie i z ogniem, ma wdzięk i swobodę, acz­kolwiek dyrygent p. Ruben Silva prowadzi je chyba odrobinę cięższą ręką niż jego poprzednik. Z przyjemnością słuchało się też śpiewa­ków, dla których upływ czasu tym razem oznaczał tylko zwiększenie pewności siebie i dojrzałości: p. Sło­wakiewicz, Myrlak, Mahler i Wolański tworzyli zgrany i sprawny ze­spół, stojący zarówno pod względem wokalnym i aktorskim na wysokim poziomie. Polecamy to przedstawie­nie z wielką przyjemnością.

W sali WOK występował też w połowie maja zespół Moskiew­skiego Kameralnego Teatru Muzycz­nego, kierowanego przez słynnego Borysa Pokrowskiego. Obejrzeliśmy jego przedstawienie wprawdzie z za­interesowaniem, ale przecież bez szczególnego entuzjazmu. "Dyrektor Teatru" Mozarta wystawiony został w farsowej manierze i zaśpiewany mocnymi, zdecydowanymi damskimi głosami, w "Weselu Małżeńskim" Rossiniego słuchaliśmy z wielką ra­dością lekkiego sopranu p. Lemieszewej (cóż to za dziwna maniera, nie podawać całych imion w pro­gramach...) oraz podziwialiśmy vis comica p. Boruczewskiego. P. Lemieszewa jest już dziś śpiewaczką europejskiej klasy, doskonale wie, jaką muzykę wykonuje i co i nią trzeba robić.

W ostatnich dniach maja Teatr Wielki wystąpił z premierą opery Rainera Kunada "Mistrz i Małgorza­ta" wedle powszechnie znanej po­wieści Bułhakowa. Libretto spłasz­czyło i uprościło konflikty, motywa­cja działań postaci nie zawsze jest jasna, w tekście zjawiają się od cza­su do czasu przeraźliwe banały. Ale to pewnie jest cena którą trzeba było zapłacić, jeśli chciało się "Mist­rza i Małgorzatę" przenieść na ope­rową scenę. Jak mówiliśmy, muzykę można zaakceptować: nie jest na­trętnie awangardowa (jeśli w ogóle...), zawiera parę bardzo efek­townych fragmentów (duet dwóch pań z kremem, polonez na balu u szatana....), miejscami jest nawet złośliwa, co przedstawieniu dodaje pikanterii.

Kierownictwo muzyczne Roberta Satanowskiego należy ocenić bardzo wysoko: odnosiło się wrażenie, że praca nad partyturą sprawiła mu przyjemność i satysfakcję i że umiał przekazać to także całemu zespoło­wi. Kompozytor powinien być mu rzeczywiście wdzięczny. Soliści: bar­dzo udana tytułowa rola Jadwig: Stępień, mocnej i zdecydowanej Małgorzaty (bohaterskie śpiewanie w powietrzu, coś pięknego!) także w scenicznym traktowaniu roli. Krzysztof Szmyt starał się bardzo, by swemu mazgającemu się i popła­kującemu bohaterowi, którego ko­bieta musi nieustannie prowadzić za rączkę, nadać efektywny obraz wo­kalny, śpiewał mądrze i kunsztow­nie. W roli poety Bezdomnego wy­stąpił Ryszard Morka, a w roli kry­tyka Berlioza - Jan Wolański: obaj stworzyli udane, przekonujące postacie (p. Morka powinien popra­cować nad dykcją). Trójka pomoc­ników Wolanda miała świetnie skomponowane role i zrealizowała je znakomicie: p. Ciopińska odkryła nowe karty swego talentu jako uwo­dzicielska Hella. p. Bednarek powi­nien objąć główną rolę w "Kotach" Webbera, jeśli tylko będą u nas wy­stawiane, p. Parol był komiczny i groźny zarazem jako Fagot. Kła­niamy się również z uznaniem po­zostałym wykonawcom, a także ze­społowi chóru i orkiestry Last but not least: panowie Grzesiński i Ma­jewski stworzyli oryginalny i cieka­wy spektakl, utrzymany w wielkiej skali, w którym dbałość o poziom idzie o lepsze z dbałością o efekt. Przedstawienie jest udane i przynosi na pewno chlubę scenie, która je wy­stawiła. Kto je obejrzy, nie zawie­dzie się.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji