Rozpusty teatralne
"Sztuka kochania, czyli sceny dla dorosłych" w reż. Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pisze Aleksandra Czapla w Gazecie Wyborczej - Katowice.
"Swawole karnawałowe dawały okazje kaznodziejom staropolskim do nazywania ich nie zapustami ale rozpustami." - definiował Zygmunt Gloger w "Encyklopedii staropolskiej". Czas zatem wyborny, by porozmawiać otwarcie o rozkoszach wszelakich. Na afiszu Teatru Zagłębia od piątku "Sztuka kochania, czyli sceny dla dorosłych".
O śmierci owszem, o miłości jak najbardziej, o życiu także sporo się w teatrze mówi. O seksie - zdecydowanie mniej. Zbigniew Książek, znalazłszy lukę na rynku dramaturgicznym, napisał pikantny kabaret na par kilka w różnym wieku. Młode, uwodzące krągłymi biodrami studentki, pełni kompleksów mężowie, żony najlepszych przyjaciół, zdradzone kobiety, nie do końca wierne małżonki, zakazane prostytutki. W obszernym spisie postaci brakuje jedynie przystojnego hydraulika i osamotnionej sąsiadki z naprzeciwka.
Cytat za cytatem, stereotyp za stereotypem - miks poradników dla nastolatek, pań domu, macho i zapracowanych biznesmenów, serialowych namiętności i harlequinowych tęsknot. W wyborze puzzli do kiczowatej układanki Książek okazał się mistrzem. Dorota Ogonowska (dekoracja i kostiumy) zadbała o różowe futerko, lateksowe szpilki, kuse sukienki w panterkę, przyciasne gorseciki i górującego nad całością złotego Amorka. I w tak wybornym entourage "miast tego, co się miało zdarzyć, zdarzyły się tylko dzieci" - puentuję słowami autora sztuki.
Mimo wszelkich starań aktorskiego kwartetu: uwodzicielskich Ewy Kopczyńskiej i Joanny Litwin-Widery oraz amantów Zbigniewa Leraczyka i Grzegorza Widery spektakl toczy się raz lepiej, raz gorzej. Po wybornym, słodko-gorzkim spotkaniu po latach Mariusza i Aliny (z okrutnym wariantem, iż ona go nadal kocha a on nawet nie pamięta jej imienia) następuje nieudany wątek uniwersyteckiego asystenta i Malwiny. Po udanej, kpiarskiej zabawie z miłosną poezją Leśmiana w drugiej części autorowi absolutnie zabrakło pomysłu na zakończenie historii płomiennego nieromansu. Po przebojowym afrotańcu w stylu lat 70. trafiło się parę mniej udanych piosenek, bez puenty i polotu, któremu Książkowi przecież nie brak. W końcu uważam za zbędne filozofowanie między rubasznym żartem. Sprawia tylko, że druga część spektaklu z poradnika miłosnego zamienia się chwilami w dywagacje o istocie wierności.
Powracam jednak do karnawałowych swawoli. Repertuarowa decyzja "Sztuki kochania..." wydaje się tu jak najbardziej uzasadniona. Mimo kilku dramaturgicznych potknięć autora, reżyser Krzysztof Jasiński zadbał o zabawę podczas dwugodzinnej, pikantnej rozmowy z publicznością, która nieraz musi wykazać się wiedzą z zakresu poezji, geografii i Biblii. Wyjątkowo wybrednym w erotycznej materii zamiast spektaklu polecam jednak lekturę kultowej pozycji Michaliny Wisłockiej lub genialny wariant Zbigniewa Kuchowicza, czyli "Miłość staropolską". W ostateczności kino domowe z historią Alfreda Kinseya, amerykańskiego seksuologa wszech czasów.