Artykuły

Jeśli do galerii, to z koncertem

- Zapraszam wszystkich, którzy chcieliby porozmawiać o kulturze miasta. Umiem słuchać i chętnie rozmawiam - mówi Justyna Makowska, nowa dyrektor Wydziału Kultury Urzędu Miasta Poznania, w rozmowie ze Stefanem Drajewskim z Polski Głosu Wielkopolskiego.

Do niedawna była Pani odbiorcą kultury w Poznaniu. Czy jej obraz z perspektywy biurka dyrektora wydziału po paru dniach urzędowania jest inny?

- Większych różnic nie widzę. To, co kiedyś postrzegałam jako niechęć Wydziału Kultury do komunikowania pewnych treści w jaśniejszy sposób, nie wynika z niechęci urzędników, ale mechanizmu komunikacji Urzędu.

Jak Pani postrzega kulturę w mieście?

- W Poznaniu bardzo dobrze widać działania organizacji pozarządowych, które pracują na obraz kultury niezależnej. W przypadku instytucji jest trochę inaczej - jedne widoczne są na mapie miasta i Polski lepiej, inne gorzej, ale być może mój ogląd sprawy wynika z faktu, że nie wszystkie inicjatywy interesowały mnie dotychczas w równym stopniu. To, co mnie uderza w poznańskiej kulturze to również, wspomniany już, brak właściwej komunikacji: między instytucjami a organizacjami pozarządowymi i Wydziałem Kultury, co negatywnie wpływało na wzajemne relacje. Chociaż można zauważyć, że kiedy wydziałem kierował Marcin Kostaszuk, te relacje wyraźnie się poprawiły. Mam nadzieję, że przychodząc do urzędu z zewnątrz, dodam coś, czego jeszcze tu brakuje.

A czego brakuje?

- Być może właśnie takiego nieurzędniczego spojrzenia z zewnątrz - jestem uczestnikiem kultury, a także jej badaczem. Właśnie z tej perspektywy chciałabym obserwować i oceniać jakość różnych inicjatyw. Mam na co dzień kontakt ze studentami. Są dla mnie źródłem informacji oraz inspiracji.

Drzwi do Pani gabinetu będą zawsze otwarte?

- Zawsze, pod warunkiem, że nie będzie przeciągu. Zapraszam wszystkich, którzy chcieliby porozmawiać o kulturze miasta. Umiem słuchać i chętnie rozmawiam.

Mówi się o coraz większej festiwalizacji kultury, kosztem tej u podstaw, codziennej. Który model jest Pani bliższy?

- Poznań powinien oprzeć się na inicjatywach mniejszych, regularnych, odbywających się tu przez cały rok, a nie od święta. Integrują one mieszkańców w różnym wieku i to właśnie w nie inwestować. Równocześnie kosztują mniej niż wielkie imprezy, mogłoby więc być ich więcej. Nie jestem jednak całkowitą przeciwniczką festiwali, niektóre z nich są wizytówkami Poznania, przyciągają turystów.

Pytam o model kultury, który jest Pani bliski, ponieważ plotka głosi, że w sierpniu odbędzie się po raz ostatni Transatlantyk.

- Dowiedziałam się tego z mediów, ale dotychczas dyrektor festiwalu nie potwierdził tej informacji.

Który poznański festiwal jest Pani szczególnie bliski?

- Bardzo lubię Ethno Port. Piękna inicjatywa, która jest potrzebna ludziom w różnym wieku, rodzinom. Razem z synem i mężem siedzieliśmy na trawie przed Zamkiem i braliśmy udział w świetnych koncertach. Została też zachowana równowaga między koncertami darmowymi a biletowanymi. Nie wyobrażam sobie Poznania bez Malty. To był pierwszy festiwal, na który przyjeżdżałam już w czasie studiów. Chciałabym, aby rozwijały się Animator, Ale Kino!... czy Spring Break, który odbył się dopiero po raz drugi, otrzymując niezłe recenzje.

Po przeczytaniu wywiadu z Panią na portalu Kultura.poznan.pl powinienem spakować manatki i wyprowadzić się z Poznania, ponieważ w przedstawionej przez Panią wizji kultury nie ma ani słowa o mieszkańcach w średnim wieku i ludziach starszych.

- Tak pan myśli? Instytucje kierują swoją ofertę właśnie do takiego odbiorcy.

Wystarczy spojrzeć na teatralne afisze lub porozmawiać z tymi, którzy odpowiadają za organizacje widowni. Wszystkie proponują repertuar dla młodego widza.

- Kiedy jestem w teatrze, widzę ludzi starszych.

Idą, bo nie mają wyboru.

- Prowadzę zajęcia ze studentami Uniwersytetu Trzeciego Wieku. To są naprawdę wspaniali ludzie; uczę się od nich więcej niż oni ode mnie. I to właśnie oni podnoszą kwestię, że nie chcą być nazywani Uniwersytetem Trzeciego Wieku, postrzegani jako seniorzy. Chcą na równych prawach z młodymi uczestniczyć w kulturze. Odnoszę wrażenie, że organizacje pozarządowe przygotowują coraz więcej projektów skierowanych także dla tego przedziału wiekowego, chociaż Krystyna Janda powiedziała niedawno, że "teatr nie myśli o ludziach starszych". Niestety, jako dyrektor nie mam możliwości narzucania polityki prowadzenia instytucji dyrektorom, choć mogę wskazywać pewne kierunki działań.

W tym samym wywiadzie powołuje się Pani na badania, z których wynika, że młodzi ludzie chcą, by to instytucje o nich zabiegały. Po co schlebiać takim leniwcom? Może lepiej, aby oderwali się od laptopów i rozejrzeli wokół siebie? O coś zawalczyli, coś zrobili.

- Owszem, trzeba ich jednak do tego zachęcić. Dawniej sami musieliśmy zabiegać o to, by uczestniczyć w kulturze. Nie było internetu, serwisów społecznościowych... Wydaje mi się, że dziś młodzi ludzie, jeśli zobaczą na facebooku informację o jakiejś imprezie kulturalnej, to nawet nie zgłębiając tematu, mają poczucie, że w wydarzeniu już uczestniczyli. To niestety wielu wystarcza. Pracując ze studentami, odnoszę wrażenie, że z tej obojętności może ich wyrwać szok - uświadomienie im, że aby pretendować do miana człowieka z pewnym kapitałem kulturowym, trzeba przeczytać, zobaczyć coś więcej niż tylko facebookową wzmiankę. A co z pozostałymi? Z moich rozmów z młodymi ludźmi wynika, że chcą uczestniczyć w wydarzeniach interdyscyplinarnych. Nie interesuje ich już tylko wyjście do teatru czy do galerii sztuki, chyba że będzie się łączyć z koncertem i wydarzeniem towarzyskim.

Pani krótka lista spraw do załatwienia na wczoraj i długa na lata?

- Jak najszybciej chciałabym usprawnić przepływ informacji: wydział - organizacje pozarządowe - instytucje. Aby każdy szybko mógł znaleźć informacje o konkursach, programach, konsultacjach. To wszystko gdzieś jest na stronach internetowych, tylko jest trudne do odnalezienia. Następna rzecz to konkurs na dyrektora Teatru Polskiego, którym się wszyscy emocjonują oraz przyjrzenie się działalności instytucji. W dalszej perspektywie będę usilnie zabiegać o zwiększenie nakładów na kulturę i podejmę starania o zintegrowanie środowiska.

***

O Justynie Makowskiej

Justyna Makowska, doktor nauk humanistycznych, językoznawca i medioznawca, absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Zajmuje się wpływem nowych mediów na kulturę oraz ewolucją współczesnego języka polskiego. Redaktor czasopism z zakresu komunikacji społecznej i językoznawstwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji