Artysta jest dla innych
— Gdy słyszę muzykę, pozwalam jej wniknąć wgłąb mnie — mówi Pippo Delbono, który w Poznaniu wyreżyserował właśnie operę Don Giovanni. Jej premiera odbyła się w sobotę w Teatrze Wielkim. Kolejny spektakl będzie można zobaczyć dziś o godz. 19*
Rozmowa z Pippo Delbono
Marek Bochniarz: Jaka jest różnica między pracą w kinie i w teatrze?
Pippo Delbono: Z pomocą kamery można dotrzeć do intymności, być może w większym stopniu niż jest to możliwe w teatrze. Gdy pracujesz jako aktor, zwłaszcza na planie filmowym, nie możesz stawiać ściany rozdzielającej ciebie od reszty. Kamerę można porównać do dźwięku przenikającego cię do środka. Z kolei gdy reżyseruję film, staram się obserwować innych ludzi, ich wzrok, drobne detale — rzeczy, których czasem nie dostrzegamy, czy te, o których zapominamy, gdy na co dzień spieszymy się i jesteśmy zaabsorbowani swoimi myślami. Takie jest życie, i tym właśnie jest dla mnie kino. Teatr przypomina bardziej społeczność, w której ludzie wspólnie doświadczaj ą różnych rzeczy. W kinie jest więcej samotności i jesteś zostawiony sam sobie. Gdy idziesz obejrzeć film, możesz zrobić to sam, ale jeśli oglądasz sztukę w pojedynkę, jest to dziwaczne.
Gdy pracuje się w kinie — trudniej jest być reżyserowanym czy reżyserować?
Trudno jest być aktorem filmowym. Zazwyczaj, gdy pracuję w teatrze, zarówno reżyseruję, jak i występuję. Gdy gram na planie filmowym, jest to dla mnie doświadczenie wyjścia poza ego i poddania się woli innym, robienia tego, co sobie zażyczą.
Współpracował pan z Peterem Greenawayem przy Goltzius and the Pelican Company i z Giuseppe Bonito przy Pchełki tu nie ma. Czy w tym drugim filmie miał pan więcej wolności?
To były dwa zupełnie różne doświadczenia. Peter Greenaway jest artystą operującym obrazem i w jego filmie nie wchodzisz na poziom intymności. Być może paradoksalnie miałem więcej wolności przy pracy z nim niż z Giuseppe Bonito. W filmie Bonito grałem jedną z głównych ról — podejrzanego mężczyznę. W tej roli skorzystałem z mojej tożsamości. To, co można by zobaczyć na ekranie, byłoby historią kogoś, kogo od początku uznajemy za niewinnego. Miałem pomysł, by subtelnie zmienić tę sytuację. W czasie seansu widzowie nie są pewni i powtarzają sobie pytanie: „A może on jednak jest zboczeńcem seksualnym?”. Mój własny sposób gry polega na równoczesnej obecności dwóch skrajnie różnych sytuacji. Ta swoista „niepewność” jest stale obecna w moich dziełach.
Pana sztuka La Rabbia jest zainspirowana twórczością Piera Paola Pasoliniego.
La Rabbia jest wyrazem hołdu dla niego, lecz nigdy nie chciałem zrobić sztuki o Pasolinim. W La Rabbia jest moje życie, jak również i inna poezja. Co prawda jest w niej Pasolini, ale jest także twórczość Arthura Rimbauda, Jeana Geneta, jak również historia Włoch. Odnoszę się w niej także do mojej relacji z ojcem. W La Rabbia panuje pewien rodzaj harmonii, jest to wyznanie wolnej miłości, seksualności, a także wyraz mojej własnej wolności. Gdy po raz pierwszy wystawialiśmy sztukę, odbywał się wielki festiwal o Pierze Paolu Pasolinim. Trwał tylko dwa miesiące, a nasza niewielka produkcja jest stale obecna od ponad 20 lat!
Czasem, aby być wiernym poezji, trzeba paradoksalnie udać się w innym kierunku. Laura Betti, aktorka i przyjaciółka Pasoliniego, po tym jak zobaczyła La Rabbia, powiedziała, że to prawdziwy Pier Paolo, ponieważ twierdził on, że inspiracja dla jego sztuki płynie właśnie z twórczości Rimbauda.
Dlaczego jakiś czas temu zdecydował się pan wyreżyserować klasyczną operę — Rycerskość wieśniaczą Piętro Mascagniego?
To był to zbieg okoliczności. Wykorzystałem fragmenty tej opery w innej sztuce. Są w niej momenty, które są bardzo silne, a muzyka jest wyjątkowo emocjonalna. Rycerskość wieśniacza ma również bliski związek z moim życiem. Miesiąc przed wystawieniem jej straciłem matkę, a w historii Rycerskości… znajduje się wątek matki, która traci swego syna. W czasie przedstawienia staję się rodzajem mostu, który łączy operę z publicznością. Nie wprowadziłem żadnych zmian w muzyce i libretcie opery, zmienił się jednakjej głębszy sens.
Teraz w Poznaniu wyreżyserował pan operę Don Giovanni Mozarta.
Gdy Maestro Gabriel Chmura zaproponował mi tę pracę, ogarnęły mnie wątpliwości, lecz później zadałem sobie pytanie: „Dlaczego nie?”. Dla mnie kontakt z dziełem sztuki jest zawsze fizyczny, a nigdy intelektualny, stąd nie chcę mówić: „To jest moja wersja Don Giovanniego”. Gdy słyszę muzykę, pozwalam jej wniknąć w głąb mnie. Staram się przetransformować ruchy sceniczne, aby były w zgodzie z muzyką. W ten sposób powstaje harmonia między ciałem, choreografią a muzyką. Są momenty w Don Gio-vannim, które mają związek z moją wyobraźnią — i te chwile są magnetyczne. Ta wyobraźnia to moja historia, moje życie, mój kraj, wszystkie te obrazy, które widzę, gdy jestem w Polsce, a które mnie poruszają — chwile, gdy jestem w Warszawie, czy gdy patrzę na obóz koncentracyjny — wszystko to, co do mnie przenika.
Jakie są pana dalsze plany?
Chcę wystawić operę Madame Butterfly. Rycerskość żebracza była czerwonym pokojem, Don Giovanni jest czarnym, a Madame Butterfly być może będzie białym. Te pokoje są oczywiście przestrzenią umysłu, a nie prawdziwymi pokojami. Nic w przedstawieniu nie jest prawdziwe. W lipcu Teatr San Carlo w Neapolu zorganizuje festiwal, w czasie którego w weekendy będą wystawiane dwie opery w mojej reżyserii: Rycerskość żebracza i Madame Butterfly.
Czeka mnie także długie tournée z Compagnia Pippo Delbono, w czasie którego odwiedzimy mjn. Francję, Niemcy, Kopenhagę i wiele innych miejsc. We Francji na przełomie czerwca i lipca odbędzie się retrospektywa moich filmów na Międzynarodowym Festiwalu La Rochelle.
Mam też plany jako dyrektor Festiwalu Asti Teatro: chciałbym zaprosić do współpracy młodych artystów. Czuję potrzebę zrobienia czegoś nie tylko dla siebie. Dla artysty ważne jest, aby dostrzegać także innych.
* Pippo Delbono — włoski aktor i reżyser. Od lat 80. jest stale obecny w świecie teatru, gdzie wystawia zarówno dzieła autorskie, jak i adaptacje. Najczęściej współpracuje z grupą aktorów nieprofesjonalnych z założonej przez siebie Compagnia Pippo Delbono. Zadebiutował w operze sztuką o Franku Zappie. Od 2003 r. reżyseruje własne filmy fabularne. Jako aktor występował m.in. w filmach Bernardo Bertollucciego, Petera Greenawaya, Giuseppe Bonito i Luci Guadagnino.