Freestylowy Brzechwa
Bure podwórko kamienicy, na nim dzieciaki. Jeden smaruje ścianę sprejem, inny sam ze sobą gra w kosza, jeszcze ktoś się nudzi. Nikt nie zauważa rozglądającego się dookoła starszego pana, dopóki nie zaczyna on improwizować wiersza o rękach i nogach.
Z tych rymów wyłania się świat Bajek pana Brzechwy w Teatrze Jaracza.
Od soboty znam odpowiedź na pytanie: jak przenosić Brzechwowe wiersze dla dzieci na scenę? Ano tak, jak zrobił to Mariusz Siudziński. Spektakl nie jest ani akademią „ku czci”, zestawioną z recytatorskich popisów, ani trywialną inscenizacją kolejnych fabuł. Reżyser kapitalnie odnalazł sytuację, pozwalającą połączyć drobne utwory: jest nią dziecięce dokazywanie. Przenikający wszystko żywioł improwizacji — jeden dla wszystkich pokoleń — sprawia, że dorosłość wykonawców staje się niezauważalna. Szalenie dynamiczne działania aktorskie tną rytmiczny tok wierszy. Czasem wręcz trudno utrzymać w pamięci sens tekstu: tak zajmujące rzeczy dzieją się na scenie.
A to człowiek-pająk zasnuwa nićmi całe okno sceny, to znów żaba (ta chora, która miała być sucha) zostaje przemaglowana na płaski naleśnik. Na szczęście Jan Brzechwa (łudząco podobny Maciej Małek) dostarcza wilgoci z konewki i przywraca właściwą objętość ofierze mylnej diagnozy. Scenograficzne pomysły Ryszarda Warcholińskiego pozwalają nawet przemienić całe pudełko sceny w kłapiącą zębami smoczą paszczę.
Dekoracje budują aktorzy na oczach widzów — szybko i sprawnie. Z tych samych ogromnych różnokolorowych klocków powstaje i podwodna szkolna sala z wiersza Sum, i pełznący przez scenę gigantyczny ślimak, z marudzącą w okienku skorupy żoną na dodatek! A już kostiumy Agnieszki Warcholińskiej są rewelacją. Stonoga, której poplątały się kończyny (aktorzy stłoczeni w kolejce), odlicza nogi. Można się pomylić, bo prawdziwe i sztuczne ubrano w takie same żółto-czarne skarpetki. Konik polny z bożą krówką zdobywający Kalatówki to turyści z plecakami na kształt pancernych klap osłaniających skrzydełka owadów. Żuraw i czapla brodzą po scenie na szczudłach, krowa nosi wymię jak listonosz — torbę. Wreszcie reżyser w kostiumie czarodziejskiego pudla, siedząc na jednokołowym rowerku, skacze przez skakankę. A przez scenę przejeżdża rowerek z niewidzialnym (!) Ciaptakiem za kierownicą.
Wszystkim tym zwariowanym pomysłom sekunduje oprawa muzyczna, tworzona na żywo przez muzyków grających na różnych instrumentach perkusyjnych. W finale, rozgrywanym ponownie przed ścianą kamienicy, instrumentaliści wychodzą na proscenium z bębenkami: rytm zmienia wiersz we freestylowe rymowanie. Tak bajki Brzechwy łączą pokolenia.
Bajki pana Brzechwy. Reżyseria Mariusz Siudziński, scenografia Ryszard Warcholiński, kostiumy Agnieszka Warcholińska, ruch sceniczny Tomasz Dajewski. Premiera 1 marca w Teatrze Jaracza