Jestem dla was
Perfekcyjne przygotowanie sprawia, że jej role zapadają głęboko w pamięć. Wybitna aktorka MAJA KOMOROWSKA obchodzi dziś [30 września] jubileusz 45-lecia pracy artystycznej.
Debiutowała na scenie 30 września 1960 r. w Teatrze Groteska w Krakowie. W latach 1961-1968 związała się z zespołem Jerzego Grotowskiego, następnie z innymi scenami Wrocławia. Od 1972 r. jest w warszawskim Teatrze Współczesnym, gdzie wieczorem wystąpi w widowisku "Mimo wszystko" Murrella - w roli Sary Bernhardt.
- Każda próba identyfikacji z tak wybitną aktorką może być uznana za zuchwałość. Dlatego się z nią nie porównuję, tylko próbuję zrozumieć, czym dla niej był teatr - powiedziała "Rz". - Byłam młodą kobietą, gdy grałam mężczyznę w "Końcówce" Becketta. Wykorzystałam m.in. gesty podpatrzone u ojca. Przy roli Sary często myślałam o mamie, która całe lata nie mogła chodzić i siedziała w fotelu.
Perfekcyjne przygotowanie sprawia, że jej role zapadają głęboko w pamięć. Samozaparcie, z jakim dobierała szlafrok i buty na obcasie, żeby "zespoliły się" z postacią Belli w filmie "Życie rodzinne" Zanussiego, można byłoby uznać za kaprys początkującej wówczas aktorki, gdyby nie budzący szacunek ekranowy efekt. W takich pozornych drobiazgach przejawia się najpoważniejsze podejście do zawodu.
Kiedy Jerzy Jarocki podczas pracy nad "Starą kobietą..." Różewicza zapytał ją, czy wie, jak wygląda modrzew, wyjechała za miasto, stanęła pod drzewem. I jej rola nabrała właściwego rodzaju tęsknoty.
- Z przedstawieniem, które powstaje, jest trochę tak, jak w sporcie - mówi. - Startując do biegu, nie można się cofnąć. Trzeba znaleźć w sobie imperatyw, by móc powiedzieć ludziom: dzisiaj będziemy dla was.
Na zdjęciu: Maja Komorowska.