Artykuły

Wy i my... teatry to są trzy?

Gdy w Teatrze Osterwy szykują premierę musicalu "Romeo i Julia" z pełną obsadą, PWSZ wpuszcza do swojej auli prywatny teatr także z "Romeo i Julią". U Osterwy wrze.

- W Polskę idzie opinia, że Gorzów jest zagłębiem naiwności, gdzie można znaleźć widownię dla "Romea i Julii" na czwórkę aktorów i wyjechać z kasą - przestrzega dyrektor Jan Tomaszewicz.

"To, co zowiem różą, pod inną nazwą równie by pachniało" - mówi szekspirowska Julia. Jak jednak wiadomo, nie każda róża pachnie tak samo, i nie każda inscenizacja tej samej sztuki jest tak samo wartościowa.

- Nie można nikomu zabronić przyjeżdżać do miasta i robić chałtury. Są zresztą lepsze i gorsze chałtury. No, ale "Romeo i Julia" w cztery osoby... to musi być wyczyn - kpiąco komentuje Cezary Żołyński. - Ktoś tu zarabia na marce naszego teatru - dodaje.

Tego samego zdania jest dyrektor Teatru Osterwy, który czuje się bezradny wobec poczynań - nie tyle nawet przyjezdnych trup aktorskich - co innych instytucji publicznych, które je u siebie goszczą. I zarabiają na tych spektaklach.

"Romeo i Julia" w teatrze Osterwy: 26 aktorów, kostiumy, muzyka, choreografia, premiera 26 stycznia. A w lutym w auli PWSZ przyjezdna grupa czterech aktorów również z "Romeo i Julią".

Murarz domy muruje...

- Nauczyciele i uczniowie są zdezorientowani. Myślą, że to może nasz teatr realizuje te sztukę poza budynkiem teatralnym. A to jakaś forma parateatralna. Chciałbym zobaczyć scenę balu na cztery osoby. Nie wiem, może Szekspir napisał jeszcze inną sztukę pod tym samym tytułem, której ja nie znam - ironizuje Jan Tomaszewicz

Aktorom z innego miasta jednak się nie dziwi. Natomiast ma poważne zastrzeżenia do postępowania PWSZ, która organizuje spektakl u siebie w nowej auli. Podobne kieruje też pod adresem Filharmonii Gorzowskiej, która również udostępnia swoją salę na spektakle teatralne. Oczywiście, instytucjom się to opłaca.

- Pod koniec stycznia, po sąsiedzku, w filharmonii pojawią się bajki braci Grimm w wykonaniu trzech czy czterech osób. Przechodzimy do porządku dziennego nad tym, że przyjeżdżają z zewnątrz grupy, agencje, które organizują formy teatralne. Ale potraktujmy to poważnie. Instytucje publiczne, takie jak PWSZ czy filharmonia, mają określone zadania. Jedna ma zajmować się nauką, a druga edukować poprzez muzykę. A zadaniem teatru jest edukacja poprzez przedstawienia teatralne. Niech każdy się zajmie tym, do czego jest powołany. Przez 10 lat pracuję na to, aby teatr miał swojego widza i teraz ktoś to wykorzystuje. PWSZ ma aulę na 400 miejsc, to niech robi w niej konferencje naukowe, korzysta z programów europejskich, a nie zarabia przez formy teatralne. A filharmonia niech pozyskuje swoją publiczność poprzez muzykę. Bo to nabieranie rodziców, którzy przyprowadzą dzieci na bajki Grimmów grane przez trzy osoby na tak potężnej scenie - tłumaczy dyr. Tomaszewicz.

No i lepiej, żeby pieniądze, które rodzice i młodzież wydają na kulturę, zostawały w Gorzowie. - Czy w Polsce ma powstać opinia, że jesteśmy jakimś zagłębiem naiwności, że można tu przyjechać, zagrać Szekspira w czwórkę, zainkasować i wyjechać? - pyta retorycznie.

Pierwszy zgrzyt między teatrem a filharmonią miał miejsce w listopadzie, gdy w dniu rozpoczęcia Gorzowskich Spotkań Teatralnych, w filharmonii zaplanowano również spektakl teatralny, farsę z udziałem warszawskich aktorów. - Ale co w tym złego? Wszyscy obawiali się, że w tym mieście jest tylko stuosobowa grupa publiczności, która się przemieszcza z imprezy na imprezę. A tu proszę: w teatrze był komplet i w filharmonii mieliśmy 500 widzów, w ten sam dzień, o tej samej godzinie. Doskonale się bawili. Gdyby nie ten spektakl, to pół tysiąca ludzi spędziłoby wieczór przed telewizorem, bo przecież do teatru by nie weszli - tłumaczył potem dyr. Krzysztof Świtalski.

Autonomia? To brzmi jak dowcip

O ile jednak wcześniejsze spektakle w filharmonii były kierowane do dorosłej widowni, tym razem spór wkracza na bardzo delikatny teren: edukacji i młodego widza. Przyjezdne grupy aktorskie koncentrują się właśnie na takiej widowni, i właśnie w szkołach najczęściej rozprowadzane są bilety. I z jakiegoś powodu szkoły i nauczyciele z tego korzystają, a nawet podpisują niekorzystne umowy, przejmując odpowiedzialność za frekwencję.

Najistotniejsze jednak jest to, że za te same pieniądze dostają ofertę, która siłą rzeczy nie może dorównywać propozycjom Teatru Osterwy . - Jak można zrealizować prawdziwy spektakl w warunkach auli PWSZ? Na spektakl teatralny składa się i światło, dźwięk, scenografia, inscenizacja. Musimy tego bronić. Edukacja przez teatr powinna być przemyślana, według jakiegoś planu, a nie organizowana ad hoc. Dlatego spotykamy się regularnie z nauczycielami, dyrektorami. Uczeń ma przyjść do teatru skonfrontować swoje wrażenia z lektury z inscenizacją. A nie kuszony tym, że jak przyjdzie, to nie będzie musiał czytać - mówi Jan Tomaszewicz.

Przyznaje jednak, że jego interwencje u kanclerza PWSZ czy dyrektora Filharmonii Gorzowskiej pozostały bez echa. Również w miejskim wydziale kultury usłyszał, że instytucje są autonomiczne i mogą realizować swoje pomysły. I sugestię, że może przecież organizować u siebie... koncerty symfoniczne. - Autonomiczne? To brzmi jak dowcip. Gdyby to się odbywało w prywatnych, komercyjnych obiektach, proszę bardzo. Ale to są instytucje publiczne, nie powinny sobie przeszkadzać w kształtowaniu życia społecznego - bulwersuje się dyrektor teatru. I zapewnia, że koncertów symfonicznych nie będzie organizować, podobnie jak kiedyś odmówił prywatnej uczelni wynajmowania sali na wykłady.

Miejskie władze oświatowe czy kuratorium również tłumaczą się autonomią dyrektorów w tej dziedzinie. - Nadzór pedagogiczny nie jest od tego, by nakazywać wybór takiego czy innego spektaklu. Pozostaje apelowanie do dyrektorów i nauczycieli o umiejętny wybór oferty kulturalnej dla swoich uczniów. Edukacja kulturalna nie może być przypadkowa, ale budowana od podstaw... musimy wiedzieć, co chcemy osiągnąć, jakie walory estetyczne, emocjonalne spektakl przekazuje uczniom, jak rozmawiać o tym z uczniami po spektaklu. Moim zdaniem, skoro teatr ma przygotowaną ofertę edukacyjną, to lepiej przyjść do teatru, uczyć zachowań, odbioru sztuki niż oglądać spektakl z ławki sali gimnastycznej - mówi wicekurator Radosław Wróblewski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji