Artykuły

My, piraci, elita

Ściągający darmowe pliki z sieci to najlepsi użytkownicy dóbr kultury - mówią Mirosław Filiciak i Alek Tarkowski, współautorzy Raportu "Obiegi kultury. Społeczna cyrkulacja treści'' w rozmowie z Miładą Jędrysik.

Miłada Jędrysik: Dr House lubi mówić, że wszyscy kłamią. Po przeczytaniu waszego raportu o korzystaniu z kultury w sieci można powiedzieć, że wszyscy kradną? Aż 92 proc. polskich internautów ściąga, kopiuje lub ogląda pliki rozpowszechniane z naruszeniem praw autorskich.

Alek Tarkowski: Ja bym powiedział, że prawie każdy "zdobywa" treści w sieci.

Mirosław Filiciak: Co nie jest równoważne z tym, że płaci.

A.T. : Ale też nie oznacza, że kradnie. W naszym raporcie słowo "kradzież" się nie pojawia, bo nie sposób o ważnym zjawisku kulturowym dyskutować, operując pojęciami nieprecyzyjnymi i nacechowanymi emocjami.

M.F. : W ogóle mamy wrażenie, że dziś debata wokół krążących w internecie i poza nim plikach jest bezproduktywna, bo zbyt spolaryzowana: z jednej strony są ludzie, o których wydawcy mówią, że to "złodzieje", a z drugiej nie mniej stereotypowo postrzegane "złe korporacje", które wykorzystują i klientów, i twórców. A to wszystko jest bardziej skomplikowane i często trudno rozróżnić obieg legalny od nielegalnego.

Np. ludzie masowo korzystają z You Tube'a, gdzie wiele filmów jest zamieszczanych przez osoby, które nie mają do nich praw. Ale jest też coraz więcej źródeł darmowych i legalnych. To dwuznaczne, jeśli chodzi o sytuację prawną, a równocześnie zupełnie nieistotne dla użytkowników.

Lawrence Lessig, amerykański specjalista od praw autorskich, mówi, że jeśli całe pokolenie - bo choć wymiana treści w sieci nie dotyczy tylko młodych ludzi, to dla nich jest szczególnie ważnym źródłem - jest kryminalizowane przez prawo, to raczej z prawem jest coś nie tak.

A.T. : Inny sieciowy myśliciel Cory Doctorow przeanalizował, ile różnych technologii było w pewnym momencie pirackich - nie z powodu ich przestępczego, zwyrodniałego charakteru, ale dlatego, że wyprzedzały prawo. Np. w Hollywood, bo twórcy największych wytwórni filmowych uciekli ze wschodniego wybrzeża USA na zachodnie, by uniknąć opłat licencyjnych.

M.F. : To nie tylko polska specyfika. Najnowsze dane pokazują, że w USA do nieformalnej wymiany treści przyznaje się prawie połowa dorosłych obywateli. Z kolei szwedzki raport mówi, że wymiana plików w sieci jest częścią stylu życia młodego pokolenia.

Jak piszecie w raporcie "Obiegi kultury", ściąga się pliki z sieci nie tylko dlatego, że są za darmo. Także dlatego, że legalne są bardzo drogie, do nielegalnych łatwiej dotrzeć. Internautom nie chce się np. czekać rok, aż nowy sezon głośnego amerykańskiego serialu kupi polska telewizja.

M.F. : W małych miejscowościach problemem jest też np. odległość od kina, biblioteki czy sklepu. To nie jest tak, że ludzie z definicji nie chcą płacić. Z drugiej strony mają świadomość, że nie muszą. Internet przyzwyczaił ich do wygody i kontroli i nagle się okazuje, że dwa dodatkowe kliknięcia czy wstukiwanie numeru karty zniechęcą do legalnego zakupu, bo ściągnięcie za darmo będzie szybsze.

Równocześnie jednak nasz raport pokazuje, że uczestnictwo w obiegu nieformalnym zupełnie nie wyklucza kupowania dóbr kultury. Wręcz przeciwnie: ci, którzy zdobywają pliki z sieci, są najlepszymi klientami. Ściągający darmowe treści to co trzecia osoba kupująca książki i filmy oraz co drugi klient branży muzycznej. W ogóle tacy ludzie są bardzo aktywni kulturalnie, zwłaszcza na tle reszty Polaków. Wśród aktywnych internautów tylko co dziewiąty deklaruje, że nie przeczytał w minionym roku książki. Dla porównania z badań Biblioteki Narodowej wynika, że ponad połowa naszych rodaków nie miała w ciągu roku kontaktu z tekstem dłuższym niż trzy strony.

A.T. : To jest grupa, która zawsze uczestniczyła w kulturze, ludzie, którzy chodzą też do biblioteki, kina czy teatru. I teraz korzystają z jeszcze jednej, sieciowej, formy uczestnictwa. Wygląda też na to, że nieużywanie internetu wiąże się z nieuczestniczeniem w kulturze (z wyłączeniem telewizji, którą rozmyślnie, jako bierną formę uczestnictwa, wyłączyliśmy z naszych badań). Wiadomo, że z internetu korzystają ludzie raczej bogatsi, lepiej wykształceni, bardziej kulturalni, raczej młodsi. Ale też internet pogłębia podział na aktywnych i nieaktywnych kulturowo.

M.F. : Było dla nas niespodzianką, że szukając ludzi uczestniczących w obiegu nieformalnym, natrafiliśmy na kulturalną elitę. To paradoks, bo ci ludzie w jednej perspektywie są złodziejami, ale jeśli popatrzymy z innej strony, to okazuje się, że są nadzieją na lepsze jutro jeśli chodzi o uczestnictwo Polaków w kulturze.

"Piraci" jako kulturalna elita Polski. To brzmi sensacyjnie. Ale czy to internet wzmacnia zainteresowanie kulturą, czy też na odwrót: jeżeli masz wysoki kapitał kulturowy, to chętniej korzystasz z internetu?

M.F. : Rzeczywiście, w internecie "rich get richer". Jeśli ktoś ma duży kapitał kulturowy, to dzięki sieci jeszcze sobie go pomnoży.

A.T. : Ale chyba też nieformalny obieg potrafi przyciągnąć tych, którzy dotychczas nie kupowali muzyki, filmów i książek, nie korzystali z oferty instytucji kultury. Właśnie poprzez łatwość dostępu i darmowość. Nasze badania pokazują, że dzięki internetowi dostęp do kultury ma aż jedna czwarta Polaków, którzy wcześniej zapewne jedynie oglądali telewizję.

Planując to badanie, myśleliśmy, że wyjdzie nam taki obraz: młodzi są online, a w starszych pokoleniach dominuje model tradycyjny: biblioteka, kupowanie treści. Okazuje się, że nie. Albo się korzysta z kultury, także w internecie, albo nie korzysta się z jednego i drugiego. Zainteresowanie kulturą osób starszych, niekorzystających z sieci, wygląda w naszym raporcie dość przygnębiająco i nie można tego wiązać wyłącznie z sytuacją finansową. Bo również książki pożyczają kilkakrotnie rzadziej niż internauci - zarówno z bibliotek, jak i od znajomych.

M.F. : Równocześnie widać, że internet służy łataniu niedostatków rynku i oferty instytucji publicznych. Wśród internautów bardzo aktywnych różnice w korzystaniu z nieformalnego obiegu kultury pomiędzy poszczególnymi grupami wiekowymi nie były tak duże, jak się spodziewaliśmy. I 40-latek, i 20-latek "to" robi. To chyba łamie stereotyp, który promuje się w Polsce od 1989 r.: że model, w którym jest duże przyzwolenie na obieg nieformalny, na szarą strefę, jest patologiczny. I że mamy iść w stronę Zachodu, gdzie nie ma takiej patologii. Dzisiaj widać, że i na Zachodzie sfera nieformalna jest duża i powszechnie akceptowana.

A.T. : Tworzy się nowy model docierania do ludzi z treściami, drugi po telewizji. Podział jest bardzo wyraźny - dla ludzi powyżej 29. roku życia najważniejszym medium jest telewizja, dla młodszych - internet i komórki.

M.F. : Z punktu widzenia polityki kulturalnej ważne jest to, że w tym badaniu widać, iż rolę nadawców przejmują na siebie internauci, którzy kopiują treści i przekazują je dalej. To jest bardzo skuteczne. Jeśli więc chcemy, żeby rozpowszechniły się jakieś treści, które powstają za publiczne pieniądze, trzeba je pompować w sieć. Internauci zrobią resztę.

A.T. : Wszyscy się ekscytują tym, że słynna amerykańska uczelnia MIT uruchamia projekt MITx, darmowych kursów online, które zrewolucjonizują edukację. W darmowym kursie o sztucznej inteligencji na Uniwersytecie Stanforda wzięło udział 200 tys. osób. Młodzi internauci już się cieszą, że za kilka lat zdobędą doświadczenie dające dobrą pracę, poza tradycyjnym systemem uniwersyteckim. Wszystkie instytucje edukacyjne i naukowe muszą sobie przyswoić, że istnieje drugi obieg. I musimy się zastanowić, dlaczego pewne zjawiska nieformalne wartościujemy pozytywnie, a inne jednoznacznie negatywnie. Dziwi mnie, że w Polsce ta sprawa wciąż nie jest artykułowana politycznie.

Ale w jaki sposób miałaby być artykułowana?

A.T. : W ogóle jakoś, albo w kierunku liberalizacji prawa, albo jego uszczelnienia.

M.F. : Ciekawe, dlaczego nie podjął tego tematu Janusz Palikot, który wprowadza do politycznej debaty nowe tematy: antyklerykalizm, legalizację marihuany. Łatwo powtarzać stereotypy o roszczeniowej młodzieży, ale fakt, że najmłodszą posłanką Parlamentu Europejskiego jest Amelia Andersdotter ze szwedzkiej Partii Piratów, a niemiecka Partia Piratów odniosła sukces w wyborach w Berlinie, oznacza coś więcej. Zmiana technologiczna pociągnęła za sobą zmianę kulturową, zmianę wartości i zmianę w sposobach myślenia o dostępie do wiedzy.

Czy politycznie problem nie sprowadza się przede wszystkim do tego, że prawo autorskie nie przystaje do rzeczywistości i trzeba by je zmienić?

A.T. : Moim zdaniem prędzej zareaguje biznes. Na razie w skali całej Polski bardzo mało ludzi kupuje książki, muzykę czy filmy online. A jak się spojrzy na tych aktywnych internautów ściągających pliki, to już jest kilkanaście procent. Tylko firmy musiałyby się wsłuchać w głos korzystających z sieci, zadać pytanie o akceptowalną cenę, pożądaną aktualność, dostępność. Jednym z problemów legalnych rozwiązań jest to, że one mają trudniej: wynegocjowanie kontraktów zagranicznych, zatrudnienie profesjonalnego tłumacza zajmuje czas i kosztuje. W sieci grupa amatorów może to zrobić dużo szybciej nielegalnie - tak było np. z Harrym Potterem.

M.F. : Nadzieją są nowi gracze na rynku medialnym. Takie serwisy jak iPlex czy Spotify, które oferują legalnie filmy i muzykę w zamian za reklamy czy drobne płatności. Wychodzą naprzeciw tendencji, która się dość wyraźnie pojawiła w naszym badaniu: posiadanie czegoś na własność zaczyna być kolekcjonerską ekstrawagancją. Ludzie nie chcą płacić za DVD, żeby obejrzeć film. Wolą zobaczyć go online i są gotowi zapłacić za to maksimum kilka złotych.

To samo może być z książką, jeśli upowszechnią się czytniki.

M.F. : Nasze kolejne zdziwienie dotyczyło tego, że nawet najpokaźniejsze kolekcje internautów nie są ogromne, na poziomie średniej nie ma mowy o setkach filmów na twardych dyskach. Raczej dominuje filozofia: obejrzeć i do kosza. Przecież ten plik będę mógł zaraz ściągnąć jeszcze raz albo obejrzeć w sieci.

A.T. : Ale państwo ma też do odegrania inną rolę niż tylko mądre regulowanie rynku. Zasoby ze zbiorów publicznych - np. archiwa oraz bieżące produkcje radia i telewizji - to atrakcyjne treści, które powinny być dystrybuowane w sposób otwarty w sieci. Piraci i ich wrogowie są bowiem zgodni, że stworzenie legalnej oferty jest najlepszym lekarstwem na piractwo.

*dr Mirosław Filiciak - medioznawca

**dr Alek Tarkowski - socjolog, dyrektor Centrum Cyfrowego Projekt: Polska

Raport ''Obiegi kultury. Społeczna cyrkulacja treści'' autorstwa Mirosława Filiciaka, Justyny Hofmokl i Alka Tarkowskiego dostępny jest pod linkiem www.obiegikultury.centrumcyfrowe.pl

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji