Teatr Wielki bez promocji
Dział literacko-wydawniczo-promocyjny łódzkiej opery [na zdjęciu] to od dzisiaj [1 czerwca] jedna osoba.
W łódzkiej operze wszystko co wiąże się z reklamowymi folderami, banerami i programami dla widzów przygotowywały od ponad roku trzy osoby. Dla porównania w Teatrze Wielkim w Warszawie zajmuje się tym 13 pracowników, którzy mają jeszcze do pomocy firmy z zewnątrz. W Łodzi dyrekcja postanowiła dział jeszcze zmniejszyć. Dlaczego? - Nie chcę pracowników, którzy kontestują rzeczywistość i są niezadowoleni ze wszystkiego, co widzą wokół siebie - mówi Wojciech Skupieński, dyrektor naczelny Teatru Wielkiego. - Potrzebuję ludzi z pomysłami, skutecznie przyciągającymi widza do teatru.
Według dyrektora obecni pracownicy tego działu zmonopolizowali teatr od środka i na zewnątrz jeśli chodzi o zamawiane usługi. Skupieński: - Co niektórzy zarabiali lepiej niż dyrektor naczelny z zastępcą razem wzięci. Nie mogę przecież na to pozwolić. Rynek usług jest dzisiaj tak duży, że postanowiłem zlecać prace różnym firmom, a nie być zależnym od jednej, dwóch osób, co oczywiście im się nie podoba. Pracownicy innych działów patrzą krzywo, jak niektórzy w tym dziale dobrze zarabiali. To psuło morale w teatrze. Musiałem z tym skończyć.
Dyrektora zdenerwowały ostatnie wypowiedzi pracowników tego działu, którzy przyznali się prasie, że pracują na nielegalnym oprogramowaniu. Sprzęt zabrano, a "donosicielom" przydzielono nowe zadania. Ryszard Czajka, specjalista ds. poligrafii, trafił do brygady oświetleniowej, a Bartłomiej Majchrzak zajmujący się promocją - ostatnio Międzynarodowych Spotkań Baletowych - ma być od 1 lipca suflerem. To na razie. Podobno wypowiedzenia z pracy są tylko kwestią czasu. - Ci ludzie podejmowali działania na pograniczu szkodzenia firmie - twierdzi dyrektor Skupieński. - Wykazywali brak lojalności wobec instytucji, w której pracują. Nie znam dyrektora, który by to akceptował.
Zwolnieni ze stanowisk pracownicy nie chcieli we wtorek rozmawiać z "Gazetą". Boją się, że mogą zupełnie stracić pracę. Nieoficjalnie powodem degradacji były zbyt częste nieoficjalne kontakty z prasą i informowanie o błędach czy niedociągnięciach dyrekcji.
Kilka dni temu Ryszard Czajka przysłał do redakcji list, w którym czytamy m.in. "Wokół naszego teatru w ostatnich latach było sporo zamieszania. Mimo to pracownicy mieli nadzieję, że wyniknie z tego coś dobrego dla instytucji. Niestety, nasze nadzieje okazały się płonne. Przecież teatrowi nie jest potrzebna siedmioosobowa dyrekcja, złożona w większości z urzędników, którzy nie mają prawie żadnego pojęcia o teatrze".
Jeszcze nie wiadomo, czy do działu literacko-wydawniczo-promocyjnego zostaną przesunięci inni pracownicy, czy zatrudnione zostaną nowe osoby z zewnątrz. Skupieński: - Wiem, że sytuacja na rynku pracy jest tragiczna. Przesunięci pracownicy mają rodziny, jakieś zobowiązania finansowe, ale pewnych granic nie wolno przekraczać.