Shirley rekordzistka
W Teatrze Powszechnym odbędzie się dziś 400. spektakl "Shirley Valentine". Przedstawienie w wykonaniu Krystyny Jandy nie schodzi z afisza od 11 lat. To jeden z warszawskich rekordów teatralnych. Są widzowie, którzy oglądali "Shirley" kilkadziesiąt razy. Zdarza się, to ktoś z sali mówi głośno puentę przed aktorką albo całe grupy śmieją się wcześniej, niż padnie to zdanie czy słowo, o które chodzi. Kiedy Krystyna Janda zamarzyła o "Shirley Valentine", znajomi reżyserzy próbowali ją powstrzymać, przepowiadali porażkę. Sztuka Willy'ego Russella to jeden z wielu lekkich przebojów, które powstają w Wielkiej Brytanii. Wyznania gospodyni domowej, która przygotowując mężowi jajka sadzone, odkrywa nijakość swego życia i postanawia odnaleźć siebie. Reżyser Maciej Wojtyszko zmienił nieco zakończenie sztuki, jest bardziej optymistyczne - Shirley nie zrezygnowała. Czeka na męża z radością. Pierwsze recenzje po premierze nie były entuzjastyczne. Jednak szybko okazało się, że spektakl ma w sobie szczególną siłę - kobiety utożsamiają się z bohaterką, przedstawienie poprawia nastrój, dodaje otuchy, psychologowie przysyłają na "Shirley" grupy terapeutyczne. Premiera odbyła się na Małej Scenie, ale wkrótce trzeba było przenieść "Shirley" na Dużą Scenę. Inaczej publiczność rozsadziłaby teatr.