Krystyna Janda jako Shirley Valentine
Krystyna Janda: Od premiery "Shirley..." minęło 18 lat. Mam wrażenie, że ona już od dawna żyje własnym życiem. Mnie samą zdumiewa jej przyjaźń i porozumienie z publicznością. Są tacy, którzy widzieli ten spektakl kilka, a nawet kilkanaście razy i - jak mówią - traktowali go jako swoistą terapię w momentach spleenów, kryzysów i kłopotów. Przychodzili spotkać się z Shirley i wychodzili z uśmiechem, naładowani na nowo energią i optymizmem. Odbiór tej sztuki to swoisty fenomen, zajmował się nim nawet wydział socjologii i kulturoznawstwa na uniwersytecie. A mnie granie jej od lat bawi, cieszy, sprawia przyjemność. Stałam się też prawdziwą mistrzynią w obieraniu ziemniaków. W trakcie tych 700 zagranych spektakli obrałam ich ponad 350 kg i zrobiłam jajecznicę z 2000 jajek!