Wyspiański ożywia pomniki
Ryszard Peryt próbuje odczytać Akropolis jako swoistą kontynuację Wyzwolenia. Jako dramat, który powstał pod silnym wrażeniem Dziadów Mickiewicza. Premiera w sobotę w Teatrze Narodowym.
— W Wyzwoleniu Wyspiańskiego pojawia się Konrad z Dziadów Mickiewicza, w naszej inscenizacji Akropolis na scenie pojawi się Konrad z Wyzwolenia — zapowiada reżyser.
Ryszard Peryt przez ostatnie lata zajmował się teatrem muzycznym. Wystawiał m.in. opery Mozarta w Warszawskiej Operze Kameralnej. W teatrze dramatycznym nie reżyserował prawie 18 lat. Ostatnim przedstawieniem był Horsztyński w Teatrze Narodowym jeszcze przed pożarem.
— Kiedy dyrektor Grzegorzewski zapytał mnie, co chciałbym dziś wystawić w Narodowym, powiedziałem, że nie może to być coś przypadkowego. Skoro nie Dziady, to Akropolis, czyli Dziady Wyspiańskiego — opowiada Ryszard Peryt.
Jego zdaniem nie sposób nie zauważyć związków Akropolis z Dziadami Mickiewicza.
— Stanisław Wyspiański jako pierwszy w historii teatru polskiego inscenizował Dziady, chodziły za nim przez całe życie — mówi reżyser. — Bardzo silne w Akropolis są też echa poprzedniego dramatu Wyspiańskiego — “Wyzwolenia”.
Wyspiański napisał Akropolis w 1903 roku, bezpośrednio po ukończeniu Wyzwolenia. Dramat został uznany za jeden z najtrudniejszych, najbardziej zawikłanych jego utworów. Jest wyjątkowo rzadko inscenizowany.
Z cokołów i gobelinów
Akcja rozgrywa się w katedrze wawelskiej w czasie szczególnym, „W Noc Wielką Zmartwychwstania” — jak pisze w podtytule Stanisław Wyspiański. W pustej katedrze ożywają postaci z nagrobków, figur i gobelinów. Jako pierwsze wstają srebrne figury aniołów podtrzymujących trumnę św. Stanisława. Za nimi ożywają inni: Homerowy Hektor, Jakub z Księgi Genesis.
— Te trzy godziny to jak trzy godziny Gustawa z Dziadów — opowiada Ryszard Peryt. — Pierwsza godzina to ożywianie nowożytności, czasu współczesnego Wyspiańskiemu. Druga to czas homerowy. Pojawiają się postaci trojańskie, ale nieco przekształcone. Dziwne rzeczy mówią ci Trojanie u Wyspiańskiego. Czasem słyszymy z ich ust tekst Ewangelii. Bo u Wyspiańskiego również język dramatu jest przedmiotem teatralnego zabiegu. W drugim akcie czujemy aurę poezji Kochanowskiego i Iliady Homera. W trzecim akcie mamy język biblijny: 80 proc. tekstu Wyspiański — można by żartobliwie powiedzieć — wyciął nożyczkami z Biblii w tłumaczeniu ks. Jakuba Wujka.
Ale po co Wyspiański wskrzesza, powołuje do życia te pomniki, postaci z gobelinów? — To wyrywanie ich ze stanu, w jakim były zapamiętane. Z rozpaczy, z desperacji. Nie jest to tylko ożywianie pomników, ale próba wchodzenia w ich życie… — tłumaczy Peryt.
Figura numer jeden
— Każdy aktor gra tu kilka postaci, przechodzi kilka przemian. Jest z nami Ignacy Gogolewski, który grał Gustawa-Konrada jako pierwszy w powojennej Polsce. Jednak Konrada w przedstawieniu zagra Mariusz Bonaszewski, który będzie też Hektorem w części trojańskiej i Jakubem w części biblijnej. Konrad to postać wiecznie żywa w sercach i tradycji teatralnej, figura numer jeden, polski Hamlet — dodaje reżyser.
Ignacy Gogolewski
(Aktor/Priamus/Izaak)
Reżyser obdarzył mnie niesłychanie trudnym zadaniem. Powierzył mi tekst didaskaliów Wyspiańskiego. Muszę „zagrać” didaskalia… Aktor — postać, którą gram — opowiada o tym, co się zaraz stanie.
Chwilę później schodzę ze sceny i w garderobie przebieram się do roli Priamusa. Mało tego, w przerwie znów się przebieram. Tym razem za ślepego Izaaka… A potem powracam na scenę jako Aktor, który rozpoczynał przedstawienie.
Nie będzie nadużyciem, jeśli powiem, że będę wykonywał na scenie Teatru Narodowego salto teatralne.
Ale jest tu scena, która wzrusza mnie szczególnie. Dla aktora, który w pierwszej powojennej inscenizacji Dziadów grał Gustawa-Konrada, wyjątkowa. Jestem wdzięczny reżyserowi za jedno słowo, które pozwolił mi wypowiedzieć w tym spektaklu. Kiedy Mariusz Bonaszewski ma powiedzieć: „Nazywam się…”, ja sekundę wcześniej podpowiadam mu: „…Konrad”. „Konrad” — powtórzy za mną. Mickiewiczowski bohater Gustaw-Konrad jest jak smuga przezroczystego dymu, która podąża za mną przez całe życie.
not. DOW