Artykuły

Na nabożną

Na scenie dziesięć pań, nie licząc nieobecnych: pani re­żyser i pani scenograf, i aż dziw, że inspicjent, który serde­cznie zaprasza do niewielkiej sal­ki w Piwnicy przy Sławkowskiej - dziś "Domu Bernardy Alba" T. G. Lorki - śmie nosić spod­nie. Prostokątna przestrzeń gry otoczona z trzech stron nieliczną widownią w sposób bezwzględny wystawia na żer cudzych spojrzeń i plotek ciemne sprawy domu za­mieszkałego przez same kobiety. Tutaj nawet kąty nie są przytul­ne, wszędzie sięga trybunał mat­ki, sankcjonowany przez umie­szczony na centralnym miejscu niewielki obrazek Madonny zakutej w srebrną sukienkę. Cienie kobiet w czarnych, żałobnych, wręcz oszpecających je sukienkach snują się bezwolnie, jakby zabrakło im hiszpańskiego tempera­mentu, wiecznego napięcia. Jedy­ną formą ich aktywności jest wzajemne śledzenie się, czuwa­nie, czyhanie. Każda z nich jest inna, tak, jak różne są aktorki, ale chyba nie więcej, a mimo to w żaden sposób do siebie nie przy­stają, nie pasują, nawet nie ko­munikują się ze sobą. Jak koty chodzą swoimi drogami ze swoi­mi sprawami, choć złośliwie zam­knięte w domu i w sobie. Nic tych kobiet nie łączy poza nie­nawiścią, a szkoda. Czyż matka i pięć córek, które zostają same bez ojca, mogą się tylko niena­widzić nie kochając jednocześnie, nie potrzebując wzajemnie... czy mogą być zazdrosne tylko o pojawiającego się na horyzoncie ich marzeń mężczyznę, nie będąc przy tym zazdrosne o siebie na­wzajem?

Tak jednoznaczne pokazanie i ocena uczuć panujących w tym domu miało służyć wyeksplikowaniu pewnej idei, mianowicie, że każda tyrania jest sankcjono­wana przede wszystkim przez tych, którzy jej ulegają, stając się jednocześnie tyranami na nie­co tylko mniejszą skalę. Ale to właściwie zmieściło się już w jednym, małym i chyba nawet ładnym pomyśle inscenizacyjnym. Wszystkie kobiety w domu Ber­nardy skłonne są rzucać jedynie klątwy spod obrazu Madonny, tylko stara Maria Josefa, babka, uważana, za obłąkaną, tuli zimny wizerunek Matki Boga jak nie­mowlę. Dla niej Bóg to nie trybunał inkwizycyjny, ale "oswojona owieczka". Może więc warto by było pokazać nie tylko jak różny, ale i jak skomplikowany, niejednoznaczny mógłby być w tym domu stosunek młodych i starych kobiet do spraw wiary i jej zakazów, a nie sprowadzać wszy­stkiego do fraszki "Na nabożną". Jedyna postać, która choć trochę komplikuje rzecz, wzrusza czy po­rusza to właśnie babka. Mała, siwa, w zszarzałej i podartej już ślubnej sukience, jakby krucha figurka, trochę zabawna i lirycz­na, odrobinę przypomina wiekową ale młodą duchem Maude z filmu Hala Ashby'ego "Harold i Mau­de" (emitowanego niedawno w naszej telewizji). Może tylko jest mniej śmieszna a bardziej lirycz­na, a na pewno bliższa życia i je­go radości niż wszystkie młod­sze mieszkanki domu Bernardy i, co zabawne, niż same aktorki. W czarną, płaską nudę, w nieznośną oschłość jedynie Maria Kościałkowska wnosi wraz ze swoją ro­lą aurę poetyckości, tak ważną dla sztuk Lorki i zwyczajną wia­rą w to, co gra.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji