Jubileusz Teatru Polskiego
Jutro wrocławski Teatr Polski rozpoczyna świętowanie 65. urodzin. Wydarzenia urodzinowe rozgrywać się będą przez cały styczeń.
Pierwszym spektaklem na powojennej scenie były "Śluby panieńskie" Aleksandra Fredry. W czwartek zobaczymy 560. premierę - "Utwór o Matce i Ojczyźnie" [na zdjęciu próba prasowa] Bożeny Keff w reżyserii Jana Klaty Oprócz premiery Polski przygotował dla swoich widzów jubileuszową galę i minifestiwal najnowszych przedstawień, który potrwa do niedzieli - oprócz "Utworu..." zobaczymy także "Kazimierza i Karolinę" Klary oraz "Hamleta" i "Sen nocy letniej" Moniki Pęcikiewicz. Z okazji jubileuszu ukazała się też specjalna publikacja - "Rekonstrukcje. Teatr Polski we Wrocławiu 1946-2011". Znajdziemy w niej historię sceny, a także - w drugim tomie - rozmowy i portrety członków zespołu.
Od 65 lat Polskim kierowało 20 dyrektorów. Jednak historia teatru jest dłuższa - scenę na Theaterstrasse 3 (dzisiejszej Zapolskiej) otwarto 14 listopada 1906 roku, a kilka lat później Theodor Loewe uczynił z niej najlepszą operetkę w Niemczech. W 1945 roku teatr spotkała pierwsza z dwóch katastrof w jego historii - uderzyła weń bomba. Ruszył ponownie 6 stycznia 1946 roku - "Ślubami panieńskimi" w reżyserii Teofila Trzcińskiego. Przez kolejnych 65 lat instytucja kilkakrotnie zmieniała nazwę (od Teatru Miejskiego, przez Teatry Dolnośląskie i Państwowe Teatry Dramatyczne, po Teatr Polski), raz dotknął ją wielki pożar (w 1994 roku), rozrosła się do trzech scen.
- Nie chcemy robić koturnowej imprezy - mówi Krzysztof Mieszkowski, 20. dyrektor w historii Teatru Polskiego. - Najlepiej świadczy o tym jutrzejsza premiera - przez "Utwór o Matce i Ojczyźnie" patrzymy na samych siebie i na naszą historię otwarcie, czasem brutalnie, wprost, tak żeby zobaczyć się w scenicznej opowieści jak w zwierciadle. Dla mnie dużo ważniejsza od jubileuszowej fetyjest świadomość, że od początków swojego istnienia Teatr Polski był agorą, na której odbywała się publiczna debata o tym, co najważniejsze w sztuce. Ten teatr to też historia, z której warto zapamiętać przynajmniej kilka dyrekcji: Teofila Trzcińskiego, Jakuba Rotbauma, duetu Skuszanka - Krasowski, Zygmunta Huebnera, Jacka Wekslera i Jerzego Grzegorzewskiego. Sam czuję się kontynuatorem tych tradycji i cieszy mnie, że Krystian Lupa, który zrobił tu ostatnią premierę sześć lat temu, właśnie u nas pracuje nad kolejnym spektaklem.
20. dyrektor po raz pierwszy w Teatrze Polskim byl w połowie lat 70. jako uczeń wrocławskiego V LO. - To był "Ryszard III" z Igorem Przegrodzkim w tytułowej roli - wspomina. - A my,
licealiści na widowni, zbyt głośno się zachowywaliśmy. Przegrodzki przerwał przedstawienie i w dosadnych słowach przywołał nas do porządku. Biła z niego niezwykła siła i energia. Pomyślałem, że teatr to ciekawe miejsce. Dziś Mieszkowski jest związany z teatrem podwójnie mocnymi więzami -jako dyrektor tej sceny i mąż Ewy Skibińskiej, aktorki Polskiego. - Ale to ona mnie zatrudniła, nie jaja, bo przecież pracowała tu wcześniej - zaznacza. I dodaje, że pozycja dyrektorowej nie ma nic wspólnego z teatralnymi legendami z początku ubiegłego wieku.
- Daję reżyserom wolną rękę, nie narzucam obsady. I efekt jest taki, że w tym sezonie Ewa zagra tylko w jednym spektaklu.
Dzisiejszy Polski jest przede wszystkim przestrzenią dla artystycznych eksperymentów - tutaj swoje spektakle realizują najgłośniejsi twórcy młodego pokolenia: Jan Klata, Monika Pęcikiewicz, Paweł Demirski, Monika Strzępka. Ale ma też drugie oblicze - farsy, takie jak "Mayday" czy "Okno na parlament", które - grane setki razy - stanowią solidną podporę dla jego budżetu. A właśnie budżet jest wciąż, mimo upływu lat, największym zmartwieniem szefów Polskiego. Dlatego lista urodzinowych życzeń jest krótka: - Żebyśmy mieli prawdziwe pieniądze na teatr - mówi dyrektor Mieszkowski.