Artykuły

O emocjach

O przedstawieniu "Science Fiction" Wrocławskiego Teatru Pantomimy na Olsztyńskich Spotkaniach Teatralnych pisze Tadeusz Szyłłejko.

Artysta ledwie dotknie "odświętnej" kwestii światopoglądu, tradycji - już ściąga gromy. A przeciw codziennemu świństwu i chamstwu - nikt nie grzmi.

Oburzyło niektórych widzów na Olsztyńskich Spotkaniach Teatralnych przedstawienie Wrocławskiego Teatru Pantomimy - "Science Fiction" Katarzyny i Aleksandra Sobiszewskich.

Stary człowiek - Konstruktor, przypominający obecnego papieża - w nieokreślonej przyszłości, po globalnym kataklizmie, żyje w otoczeniu skonstruowanych przez siebie androidów. Służą mu one, zastępują towarzystwo ludzi, a on stara się im wpoić dawne ludzkie wartości, by choć tą drogą przetrwały. Widzimy go podczas zabawy z androidami, i podczas wspólnotowego rytuału, kiedy rozdziela pomiędzy swoje stworzenia srebrzyste krążki z danymi - jedyny symbol komunii dostępny elektronicznym automatom. Czy wreszcie - szczególnie poruszający to widok - gdy każe się posadzić przed ekranem z pejzażem Tatr, zaś dwa roboty przebrane za parę górali odgrywają przed nim sceny tańców i śpiewów wymarłej rasy. A pod koniec, gdy Konstruktor już umarł, te same roboty kontynuują rytuał, którego źródeł nie znają, będący pustym powtarzaniem gestów, w bezkresnej, jałowej pustyni.

O czym śnią androidy?

Można ten spektakl odczytać jako memento dla Ziemi, zagrożonej zagładą. Jako obraz ginącej cywilizacji. Jako obraz smutku starego człowieka, żalu za dawnym, teraz drastycznie odmienionym światem. Jak kto zechce, może i bardziej dosłownie: jako aluzję do papieża Jana Pawła II, z jego tęsknotą za krajem rodzinnym i tradycją, nie bez ironii pod adresem rodaków, zachowujących się względem niego jak automaty. Ale można ten spektakl rozumieć szerzej: jako pytanie o nieprzemijalność potrzeb duchowych

wszystkich istot myślących. - Nawet sztuczna inteligencja, nawet android

ma silną potrzebę transcendencji. Bo potrzeba marzeń pojawia się wszędzie, z zaczątkiem myśli - zdają się mówić autorzy. Do widza należy ocena: czy jest w tym stwierdzeniu jakaś nadzieja dla świata, czy jej brak?

A kim my jesteśmy?

Podejmowanie pytań o losy cywilizacji, kultury, o sensie i nadziejach tradycji, religii - jest zwyczajem i prawem literatury science fiction, odkąd wyrosła ona z konwencji prostych opowiastek o wynalazkach, rakietach i podróżach kosmicznych.

Czy fakt, że starzec na scenie przypomina papieża, dyskwalifikować ma te rozważania? Czy może te ważne i ciekawe tematy stanowią jakieś tabu, sacrum, którego nie wolno tykać? Dlaczego o takich sprawach artyście otwarcie dyskutować nie wypada, podczas kiedy w kwestiach życia publicznego na co dzień przekroczone zostały wszelkie granice bezceremonialnej, chamskiej dosłowności i wulgarności? I jakoś ten chamski styl w Polsce mało komu przeszkadza, nie widać głośno protestujących, przeciwnie: pełno takich, którzy podobnych zachowań bronią. Powiada taki obrońca Chama: "nikt nie jest święty, każdy przeklina, gdy się zdenerwuje, musi jakoś siebie wyrazić".

Aż trudno uwierzyć, że ten sam człowiek, idąc do teatru, staje się nagle delikatną mimozą. Zakłada odświętną maskę i chce być tak wzniosły i tak kulturalny, że traci głowę, rozsądek, godzi się wyłączyć myślenie... Ale już nie swój telefon komórkowy.

_______

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji